Prawdziwy rozgłos zyskał po naszej publikacji 37-letni trabant otrzymany w spadku przez władze miasta. Urzędnicy już słali go na złom, aż nagle zgłosił się chętny kupiec. A gdy opisaliśmy tę historię, chętnych zrobiło się wielu. Tak wielu, że o auto powalczą w przetargu
– Nawet znajomi mnie na ulicy zaczepiali i pytali o tego trabanta – śmieje się Małgorzata Zdunek z Urzędu Miasta, która ma teraz spieniężyć pojazd. Auto byłoby sobie zwykłym starociem, gdyby nie jego niezwykła historia. W ręce władz Lublina trafiło jako spadek po mężczyźnie, który nie miał innych spadkobierców. Po starszym panu pozostał garaż na Tatarach, a w nim rzeczony trabant, rocznik 1979.
Urzędnicy uznali, że to grat bez wartości i już szukali mu złomowiska, ale właściciel jednego z takich złomowisk dał znać koledze lubiącemu takie auta, że trafia mu się okazja. Kolega jednego trabanta już miał, ale zapragnął drugiego, chwycił za telefon i powiadomił urząd, że samochód chętnie odkupi. Na taką propozycję urzędnicy od ręki zgodzić się nie mogli i sprawa zaszła aż do prezydenta miasta. A ten podpisał zarządzenie, że skoro pan Bartłomiej tak chce, to może sobie trabanta kupić.
Zarządzeń prezydenta są już tysiące, ale takiego jeszcze nie było. Kiedy je opisaliśmy, o autku zrobiło się głośno. Nawet w telewizji. – Wiele podmiotów zaczęło się tym trabantem interesować – mówi Małgorzata Zdunek, która w Ratuszu jest zastępcą dyrektora Wydziału Gospodarowania Mieniem.
Gospodarowanie mieniem rządzi się swoimi prawami i skoro jakaś własność miasta jest na sprzedaż, to sprzedać ją trzeba tak, by miasto zarobiło jak najwięcej. Nawet jeśli tą własnością jest trabant przed czterdziestką. A skoro są chętni go kupić, to auto weźmie nie ten, kto był pierwszy, ale ten, kto najwięcej zapłaci.
– Żeby nie było, że w jakiś sposób naraziliśmy gminę na szkodę – wyjaśnia Zdunek. Dlatego w sprawie auta zapadła nowa decyzja: auto trafi na przetarg. – Skoro jest takie zainteresowanie, to sięgamy po publiczny tryb sprzedaży. Jeśli można uzyskać choćby o 100 zł więcej, to jesteśmy zobowiązani to zrobić.
Stare zarządzenie trafiło do kosza, prezydent podpisał nowe i jest już nawet komisja, która ma auto sprzedać w przetargu. Będzie jeszcze oficjalne ogłoszenie o sprzedaży. Oferty trzeba będzie składać na piśmie, w zamkniętych kopertach, ceną wywoławczą będzie 600 złotych. Tyle, ile chciał zapłacić pan Bartłomiej, któremu rozgłos trabanta nieco pokrzyżował szyki.