„Cheesecake shop”, „Baby land”, „XStore” i inne językowe zapożyczenia na dobre zadomowiły się na naszych szyldach. Czystości języka chronią dwie ustawy. Efekt? Dziwnych czy obco brzmiących nazw nie ubywa, a na polskich ulicach nierzadko bardziej swojsko czuje się gość z zagranicy niż mieszkaniec Lublina czy Zamościa.
Celem obowiązującej od czterech lat ustawy o języku polskim była ochrona języka polskiego przed zanieczyszczeniami. Jak twierdzi Maria Dąbrowska, główny specjalista ds. legislacji w Ministerstwie Kultury, cel został osiągnięty. – Te przepisy w większej mierze są respektowane.
Czy nasi przedsiębiorcy rzeczywiście dbają o czystość języka polskiego? „Avon. A company for women”, „Café Essence” czy „Super minimarket”– to pierwsze z brzegu przykłady z Lublina. Mieszkańcy Puław muszą się domyślać, że „XStore” to sklep odzieżowy, a „Cheeskake shop”, to po prostu ciastkarnia. W Chełmie już wiedzą, że „Baby Land” to poczciwy sklep z zabawkami. I jeszcze cała masa dziwnych nazw typu: „Hurtax”, „Adamex” czy „Lipex”. Wciąż wielu restauratorów uważa, że angielskie słowo „restaurant” zapewni im więcej klientów niż zwykła „restauracja”. Takich przykładów jest bez liku. Wystarczy wyjść na ulice naszych miast.
My sprawdziliśmy, czy lubelscy przedsiębiorcy wiedzą o przepisach regulujących te kwestie. – Nic nie wiem. Szefa w tej chwili nie ma – usłyszeliśmy w sklepie pod nazwą „Capri”.
Kilka metrów dalej duży szyld „Avon. A company for women”. I nic więcej. – Takie jest logo naszej firmy – wyjaśniała nam Barbara Igras-Kowalczuk, kierowniczka lubelskiego okręgu sprzedaży w firmie Avon, która sprzedaje kosmetyki. – Nigdy nie było u nas żadnych dodatkowych wyjaśnień w języku polskim i takie szyldy są w całej Polsce.
– Przy obco brzmiącej nazwie sklepu powinno znaleźć się jej wyjaśnienie – podkreśla Sylwia Ulecka z Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Warszawie. – Np. przy „Lampex shop” powinno widnieć oznaczenie przedsiębiorcy i przedmiotu działalności. Czyli np. napis „sklep z artykułami elektrycznymi”. Taki obowiązek nakłada prawo o działalności gospodarczej.
Okazuje się bowiem, że prawo o działalności gospodarczej również strzeże „polskości” naszych szyldów. – Do tej pory mieliśmy sprawy związane z nazwami na szyldach, jednak żadna nie zakończyła się karą najwyższej grzywny, czyli 5 tys. zł. – dodaje Ulecka.
Ustawa o języku polskim koncentruje się głównie na oznakowaniu towarów i usług. Każdy towar w sklepie musi mieć polską nazwę oraz skład i właściwości podane w naszym ojczystym języku. Przestrzegania obu ustaw pilnuje Inspekcja Handlowa. I w sklepach rzeczywiście się poprawiło. – W ubiegłym roku takie nieprawidłowości wykryliśmy tylko w 3,7 proc. skontrolowanych przez nas placówek handlowych – tłumaczy Joanna Tudruj, naczelnik wydziału ochrony konsumenta w Wojewódzkim Inspektoracie Inspekcji Handlowej w Lublinie.