Taki wyrok dostał w ubiegłym miesiącu Hubert J. za zlekceważenie klienta. Wtedy opisaliśmy jak Jan Zuń, mieszkaniec gminy Batorz, w 2004 roku zlecił adwokatowi złożenie odwołania. A dokładnie kasację od wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego w Lublinie. Za usługę zapłacił mecenasowi tysiąc złotych. Ale na rozprawę się nie doczekał. Bo adwokat wysłał tylko jedną stronę odwołania
do warszawskiego NSA. Bez uzasadnienia, bez odpisu i pełnomocnictwa.
Sąd wzywał adwokata Huberta J.
do uzupełnienia dokumentów. Na próżno. Aż w końcu odrzucił skargę z powodu braków formalnych. Niedługo po tym mieszkaniec Batorza poskarżył się na mecenasa do Okręgowej Rady Adwokackiej. A tam rzecznik dyscyplinarny zarzucił Hubertowi J. niedopuszczalne lekceważenie sądu i klienta i dodał, że takie postępowanie uchybia etyce i godności adwokata. Rzadko zdarza się, żeby adwokaci tak surowo ocenili i ukarali swojego kolegę.
Hubert J. w rozmowie z nami nie poczuwał się do winy, twierdził tylko, że jego kontakt z klientem był bardzo ograniczony. Dlatego niedawno odwołał się do sądu dyscyplinarnego przy Naczelnej Radzie Adwokackiej.
Zdaniem pokrzywdzonego mieszkańca Batorza, wyrok i tak jest łagodny. – Ja też mogłem się odwołać,
bo uważam, że adwokat powinien ponieść surowszą karę – mówi Jan Zuń. – Ale nie zrobiłem tego, bo i tak się cieszę, że sąd uznał go winnym. (at)