Stragany rozstawiane są na całym chodniku, tuż przy ruchliwej jezdni. Nie sposób tędy przejść, a w tłoku można stracić portfel – skarżą się przechodnie.
Innym to nie przeszkadza. kupują na chodniku, bo tu jest nieco taniej. Np. dorodny kalafior, za który na targu trzeba zapłacić 2 zł, tu można kupić za 80 groszy, a kilogram bobu nie za 5 a za 4 zł.
Handlowcy z targu protestują, chodnikowa konkurencja jest dla nich uciążliwa. Oliwy do ognia dolewają cudzoziemcy bez przeszkód oferujący alkohol i papierosy z przemytu. Domagają się likwidacji dzikiego handlu.
– Jeśli nic się nie zmieni, będziemy się czuli zwolnieni z wszelkich opłat – mówią oburzeni.
Administrator targowiska – Lubelska Fundacja Odnowy Zabytków – zwróciła się z prośbą o pomoc w uporządkowaniu dzikiego handlu do wiceprezydenta Antoniego Chrzonstowskiego.
– Na targowisku opłaty za handel pobiera fundacja – wyjaśnia prezydent Chrzonstowski. – Poza nią pieniądze zbierają miejscy inkasenci. Zapewniam, że robią to systematycznie i zgodnie z uchwalonymi stawkami.
– To nieprawda. Z tym problemem nie mogą sobie poradzić ani policjanci, ani miejscy strażnicy – mówi Grzegorz Protasiewicz, wiceprezes i dyrektor fundacji. – Inkasenci Urzędu Miasta nie są w stanie zebrać opłat uchwalonych przez Radę Miasta. Choćby dlatego, że jest ich niewielu. Tolerowanie takiego stanu stwarza nierówną konkurencję, ale też niebezpieczeństwo dla przechodniów, kupujących i handlujących.
– A nam pozostają góry śmieci – dodaje Andrzej Gumieniczek, prezes zarządu fundacji. – Jako dzierżawca terenu musimy je usuwać. Bywa, że na targu gdzie zbieramy opłaty, są puste stragany, a na chodniku jest tłok. To niebezpieczne i sprzeczne z prawem. Zdajemy sobie sprawę, że próby zmiany tego stanu rzeczy spotkają się ze sprzeciwem zainteresowanych, bo dziki handel na chodnikach trwa od lat. Dlatego niezbędna będzie pomoc funkcjonariuszy Straży Miejskiej.
– Służby miejskie powinny zadbać o przeniesienie handlu z chodnika na targowisko – mówi Barbara Tłuczkiewicz, dyrektor powiatowej stacji sanepidu w Lublinie. – Gotowi jesteśmy włączyć się w kontrole prowadzone wspólnie ze Strażą Miejską. Jeśli prawdą jednak jest, że od handlujących na chodniku pobierane są opłaty, mają oni prawo uważać, że ich działalność jest przez miasto usankcjonowana. Tymczasem przepisy mówią, że sprzedawać żywność można tylko w wyznaczonych do tego miejscach i zgodnie z zasadami, np. w specjalnych opakowaniach.