Mieszkańcy gminy Ułęż zmarli w kilka godzin po wypiciu alkoholu niewiadomego pochodzenia. – Nie wiem co to było, smakowało dziwnie – 36-letni mężczyzna, podłączony do kroplówki jest przerażony. Policja prowadzi intensywne dochodzenie.
– Pracujemy nad ustaleniem substancji, którą wypili i źródłem jej pochodzenia – przekazał nam Bogusław Dziadosz, komendant powiatowy policji w Rykach. – Jedna z wersji jest taka, że wypili alkohol kupiony od obywateli zza wschodniej granicy. Ale we wsi zabezpieczyliśmy także inne płyny, w tym środek do czyszczenia kadzi.
Trzeci z mężczyzn, który wypił najmniej, został wczoraj ok. 12 przewieziony na toksykologię Szpitala im. Jana Bożego w Lublinie. Dziennik rozmawiał z pacjentem. Mężczyzna jest przerażony. – Wróciliśmy z gaszenia pożaru – opowiada 36-letni mieszkaniec Zosina. – Jeden z kolegów miał w butelce po winie alkohol. Było tego około butelki. Ja wypiłem może pół szklanki. Jeden z tych, który nie żyje, to mój kuzyn. Jak sołtys się dowiedział, to wysłał mnie na badania.
– Jego stan jest dobry – przekazała nam dr Hanna Lewandowska-Stanek, ordynator toksykologii. Późnym popołudniem były wyniki badań pacjenta. Lekarze wykluczyli zatrucie metanolem i glikolem.
Czwartym, który – jak się okazało – także pił alkohol był mężczyzna, którego przewieziono do lubelskiego szpitala wieczorem. Jego stan był dobry. Również w jego organizmie nie znaleziono metanolu ani glikolu.
Zosin to kilkadziesiąt gospodarstw. Mieszkańcy są wstrząśnięci. Wszyscy rozmawiają tylko o jednym. – Jaka to tragedia, co mogli wypić, czy ktoś pił jeszcze – powtarzają.
– Pod mój sklep przyszedł jeden z tych mężczyzn, był już mocno pijany – wspomina właścicielka jednego ze sklepów. – Już nie pił. Siadł. A ponieważ padał deszcz, odwiozłam go samochodem do domu i zostawiłam. Rano dowiedziałam się, że nie żyje.
Policja nie wyklucza, że trującą substancję mogło spożywać więcej osób.