Od mężczyzny skierowanego przez urząd pracy do pomocy w przedszkolu, czuć było alkohol. Od razu wezwano policję, ale jeden z rodziców poskarżył się na placówkę.
Podobny list trafił też do Wydziału Oświaty i Wychowania Urzędu Miasta. Postępowanie wyjaśniające nie potwierdziło zarzutów co do zachowania nauczycielek.
Prawdą jest jednak to, że w przedszkolu pomagał mężczyzna, od którego pewnego dnia czuć było alkohol. Skierował go tam Miejski Urząd Pracy w ramach programu prac społecznie użytecznych.
– Nie był to jednak pracownik przedszkola. Miał pracować przez dziesięć godzin tygodniowo. Kiedy ktoś poczuł od niego alkohol, wezwano na miejsce policję. Więcej się tam nie pojawił, a pani dyrektor zrezygnowała z udziału w programie – tłumaczy Barbara Czołowska, zastępca dyrektora Wydziału Oświaty i Wychowania.
Matka zostawiła dziecko
Inaczej niż w liście wyglądała też sytuacja, gdy jednego z przedszkolaków zauważono poza budynkiem. Okazuje się, że sześciolatek kłócił się z matką, a ta zostawiła dziecko na schodach w szatni, zamiast zaprowadzić je piętro wyżej do sali (dopiero od tego momentu odpowiadałoby za nie przedszkole). Dziecko wybiegło za matką i poszło w stronę Bramy Krakowskiej.
Dyr. Czołowska dodaje, że do dyrektor przedszkola może mieć tylko żal o brak czujności i o to, że nie poinformowała o tych dwóch zdarzeniach.
– Zadzwonił do mnie mężczyzna, krzyczał. Powiedziałam, żeby do mnie przyszedł, ale do tej pory tego nie zrobił – mówi Małgorzata Jaszczuk, dyrektor Przedszkola nr 26. – U nas obowiązuje taka zasada, że jeśli ktoś ma uwagi, to mówi o tym otwarcie. Takie zachowanie to tchórzostwo – ocenia autora anonimu dyrektorka.