Piloci z Lublina mieli po niespełna 40 lat. Każdy z nich osierocił dwoje małych dzieci.
Obaj mężczyźni, piloci szybowców i samolotów, byli związani z Aeroklubem świdnickim. Według Krzysztofa Janusza, szefa aeroklubu, samolot pilotował Zbigniew K. Pracował jako mechanik w spółce Zbigniewa Niemczyckiego General Aviation w Góraszce. Pasażer to jego przyjaciel Bartosz C. Byli pasjonatami lotnictwa.
Samolot, na którym odbyli swój ostatni lot, to szkolny "Bies”. Był zużyty i przez lata nie wykorzystywany do lotów. - Był czymś w rodzaju pomnika - mówi Krzysztof Janusz. - Ale rok temu Zbigniew Ż. wyremontował maszynę i od tamtej pory latano na niej m.in. w czasie pokazów.
Na miejscu tragedii trwały wczoraj oględziny samolotu. Oprócz policji i straży pożarnej byli tam też przedstawiciele Komisji Badań Wypadków Lotniczych.
- Samolot wracał z lotu treningowego. Za dwa dni miał wziąć udział w pokazach w Mińsku Mazowieckim - mówi Elżbieta Flasińska, rzeczniczka Fundacji Polskie Orły.
BIES, POPRZEDNIK ISKRY
Dane techniczne:
Rozpiętość - 10,50 m
Długość - 8,55 m
Wysokość - 3,00 m
Prędkość przelotowa - 270 km/h
Pułap - 6000 m
Zasięg - 750 km
Silnik tłokowy o mocy 330 KM
(arle)
DLA DZIENNiKA
- Przyczynę wypadku "Biesa” wyjaśnia Komisja do spraw Badania Wypadków Lotniczych. To niemożliwe, że zawinił pilot. Zbyszek K., mój kolega, był bardzo dobrym i doświadczonym pilotem. Nie wierzę, by popełnił błąd. Samolot został wyremontowany przez naszą fundację rok temu i bez przeszkód mógł być wykorzystywany do lotów. •
(arle)