Dlaczego nikt z pracowników firmy nie zawiadomił szefów, że zatrudniony tam kierowca ciężarówki jest kompletnie pijany? Tę kwestię sprawdza teraz Lubelskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej.
Rzecznik LPEC tłumaczy, że mężczyzna, kiedy zaczynał pracę był trzeźwy, a alkohol musiał wypić w trakcie pracy. - Jeżeli wypił duszkiem ćwiartkę wódki, to trzy promile mógł mieć już po 20 minutach - mówi Hanna Lewandowska-Stanek, ordynator oddziału toksykologii w szpitalu im. Jana Bożego.
Tego dnia kierowca stara jeździł po mieście wożąc materiały budowlane potrzebne do remontów sieci ciepłowniczej. Odbierał je z baz materiałowych i dowoził na miejsce robót. Miał kontakt z wieloma osobami. Jak to możliwe, by nikt z pracowników LPEC nie zauważył, że ich kolega jest pijany? A może inni o tym wiedzieli, tylko woleli kryć swego kolegę? Odpowiedzi na te pytania szukają władze przedsiębiorstwa. - Wszczę-
liśmy wewnętrzne dochodzenie - mówi Piotr Kuty, rzecznik LPEC. - Jeśli okaże się, że ktoś widział pijanego pracownika i nie powiadomił o tym przełożonych, czekają go poważne konsekwencje służbowe.
Próbowaliśmy ustalić, jak władze LPEC sprawdzają trzeźwość swych podwładnych. Ilu pracowników badanych jest alkomatem i jak często odbywają się takie kontrole. Rzecznik zażądał pytań na piśmie. Wysłaliśmy je mailem, ale po trzech godzinach Kuty stwierdził, że pytań nie otrzymał.
Jak jest w innych firmach? MPK nie sprawdza wszystkich pracowników. Rano, zanim kierowcy wyruszą w trasę, odbywają się tylko wyrywkowe kontrole. Kierowcy z pierwszej zmiany kończą pracę ok. godz. 13. Ich zmiennicy siadają za kierownicą już w trasie, nie sprawdzani przez nikogo. Na kontrolę mogą natknąć się dopiero w trakcie pracy. - Druga zmiana jest losowo kontrolowana w trakcie jazdy po mieście. Nadzór ruchu jest wyposażony w alkomaty - tłumaczy Stanisław Wojnarowicz, rzecznik MPK Lublin. Niespełna rok temu pijany kierowca trolejbusu wjechał na skrzyżowanie przy czerwonym świetle.
Za picie w pracy kilka tygodni temu wyleciał pracownik miejskich wodociągów. - Ale pijany kierowca nigdy nam się nie przytrafił - mówi Tadeusz Fijałka, prezes MPWiK. Także tam nie badają kierowców. - Ale każdy z nich musi rano spotkać się z dyspozytorem. I jeśli dyspozytor nabierze podejrzeń, może sięgnąć po alkomat - dodaje prezes.