Z handlowej mapy Lublina po niemal 30 latach działalności zniknie legendarny sklep „U Jacka” mieszczący się przy ul. Zana. Dziś może się wydawać niepozornym spożywczym, ale przed laty był strategicznym miejscem dla mieszkańców wielu osiedli
Niewielki sklep w suterenie domu jednorodzinnego przez długi czas był jedyną w tej części miasta placówką, gdzie nocą dało się zrobić zakupy, chociaż nigdy nie był czynny przez całą dobę.
Jeszcze zanim powstały wszechobecne Żabki i na długo przed otwarciem Tesco (które od ponad roku nie jest całodobowe), do „Jacka” pielgrzymowali klienci z Czubów i osiedli LSM. Nie byli to wyłącznie spragnieni imprezowicze, bo przy Zana dało się również kupić kończące się znienacka artykuły spożywcze. Przez wiele lat sklep był ostatnią deską ratunku, a alternatywą była podróż do sklepu nocnego aż przy ul. Narutowicza, co było uciążliwe, gdy nie było nocnych autobusów. Sklep „U Jacka” ratował też niejedną studencką lodówkę z pobliskiego akademika i licznych stancji.
Było, minęło. Sklep ma działać już tylko do końca roku.
– Za duża konkurencja – przyznaje współwłaściciel Jacek Kęsicki, któremu z jednej strony wyrósł Aldik (do niedawna czynny do północy), zaś z drugiej strony klientów zgarnia Lewiatan. – Myśleliśmy, że jeszcze przez pewien czas wytrzymamy. Ale jak ja mam się zastanawiać, czy zapłacić podatek VAT, opłacić prąd, czy może ZUS, to nie mam wyboru.
O rychłym zamknięciu sklepu właściciele poinformowali na portalu Facebook. Z klientami żegnali się wręcz jak z bliskimi:
– Byliście świadkami narodzin nowych członków naszej „sklepowej rodziny” a wielu z Was dorastało na naszych oczach – napisali współwłaściciele. Pod pożegnaniem posypały się wspomnienia klientów.
– W Szkole Podstawowej nr 3 swego czasu jednym z gorszych przewinień było przebieganie przez ul. Zana do „Jacka” na cebularza z serem, chyba minus 25 punktów z zachowania za to było – wspomina jeden z internautów. Ktoś inny przypomina sobie, że właśnie tutaj kupił swoje pierwsze w życiu piwo. A jeszcze inny odpowiada wierszem: „W pamięci studentów, uczniów i sąsiadów zostanie na wieki miejsce szybkich wypadów”.
– Sentymenty sentymentami, ale z tego nie ma pieniędzy – przyznaje pan Jacek. Internetowe wyrazy sympatii nie poszły w parze z wyborem miejsca zakupów.