W Lublinie trwają zdjęcia do filmu "Panie Dulskie" w reżyserii Filipa Bajona. W niedzielę od godz. 4:30 w Trybunale Koronnym przygotowywali się statyści biorący udział w największej scenie, która była kręcona przed Dworcem Głównym PKP.
Panie przyszły na godzinę 4.30, panowie na 5.20. Pachniało lakierem do włosów, słychać było nerwowe rozmowy, ktoś szukał czapki, ktoś czekał na suknię. Puchówki zamieniano na płaszcze i paltoty. Pierwszym testem roku 1914 były schody. Dziewczyny i panie musiały zgrabnie unieść długie spódnice, przytrzymać okazałe nakrycia głowy lub przy okazji opanować woalkę i mając jeszcze torebkę lub mufkę zejść.
Tak wykreowano przechodniów, pasażerów, stójkowych, bagażowych, muzyków 12 osobowej orkiestry i Kozaków. Ponad setka osób.
- Czuje się grubo i staro. Chyba mi dodali 20 lat tym kostiumem - narzeka Klaudia, studentka romanistyki. To jej debiut filmowy. Martwi się brakiem rękawiczek i niewygodnym żakietem czy płaszczykiem z futerkiem przy szyi zapinanym na solidne guziki. - Czuję się jak prawdziwa Dulska - żartuje spod podwiniętego ronda wiśniowego kapelusza z piórkiem osadzonego na fryzurze z epoki.
Komórka? Uważaj, bo wylecisz
Rynek Starego Miasta w Lublinie. Właśnie wybiła godzina 6. Pierwsza wspólna odprawa statystów. Żadnych komórek na planie, bo wylatuje się z roboty. Żadnego nagabywania pani Jandy w czasie pracy. Będzie przerwa, będzie można podejść. To, co statyści mają na sobie to nie łachy, ani ciuchy tylko kostiumy. Trzeba je szanować, jak panie gdzieś siadają a panowie się opierają - trzeba uważać. I szanowni państwo sprzed wieku postukując obcasami pomaszerowali w stronę ul. Królewskiej gdzie stał autobus, którym pojechali na plan.
Marzenie spełnione
- Dzień dobry, cwaniaczek - przedstawia się w drzwiach kolejny statysta. Pan Tomasz w cywilu pracuje w drukarni. O karierze statystki marzyła jego ośmioletnia córka. Marzenie się spełniło, córka brała udział w środę w zdjęciach na ul. Złotej. - Byłem z nią i z żoną, i mnie filmowcy zapytali czy bym nie mógł pomóc i przyjść w niedzielę na zdjęcia. Czemu nie no i jestem. Córka śpi a ja tu teraz robię za cwaniaczka - uśmiecha się pan Tomasz ubrany w lekko nieświeżą czyli fachowo przybrudzoną koszulę i zawadiacki kaszkiet. Typ idealny z dzielnicy dworcowej.
Pomógł narzeczony
- Musiałam ściągać narzeczonego ze Świdnika, żebym się tu dostała po nocy - mówi pani Elżbieta, która debiutuje na planie filmowym ale doświadczenie artystyczne ma duże, bo w życiu codziennym jest chórzystką w filharmonii.
Czekając na pozostałych statystów spokojnie je kanapkę uważając by okruszki nie posypały się na gustowny kostium przybrany lisem. - Czuję się sztywno, jak ogórek - ocenia fason zwężającego się ku dołowi okrycia z epoki. Najlepiej w kostiumie czuje się pani Sylwia, bo kapelusz i futro ma po babci a resztę stylowego looku uzupełniła rzeczami z ciuchlandu. - Grałam już w "Carte Blanche” w scenie w klubie bilardowym a mój syn był uczniem w klasie głównego bohatera. Szperam i kupuję stylowe ubrania, bo gram w teatrze amatorskim i przydają się na kostiumy - dodaje.
Herbata musi być
Pasażerki i spacerowiczki z zimy 1914 roku w mufkach i torebkach kryły telefony komórkowe, portfele i puder. Ktoś miał termos z herbatą, ktoś batoniki. Ci, którzy już grali na ul. Złotej uspokajali, że herbata będzie na planie. Pracownicy ekipy życzliwie uprzedzali, że jest tyle ludzi, że szybko się skończy.
Nieliczni kierowcy i jeszcze mniej liczni przechodnie rzucali okiem na pasażerów autobusu, który ruszył z ul. Królewskiej. Byli przekonani, że tylko im się wydawało, że siedzieli w nim wyłącznie eleganccy panowie i damy w futrach i kapelusza z woalką. Nad Lublinem jeszcze nie świtało. Not. reda
"Padnie Dulskie" na Starym Mieście w Lublinie:
wideo: ŁM