Krzysztof Pawlik, mistrz taekwondo pobił nieoficjalny rekord Guinessa w rozbijaniu betonowych płyt. Sławomir Salwa, kaskader z Łukowa jako pierwszy na świecie wykonał skok z 15 metrów na 2 plonące platformy. - To mój autorski pomysł. Nikt tego wcześniej nie robił - mówił przed występem.
Kilka minut przed godz. 19 publiczność przeniosła się na miejsce pokazu. Sławomir Salwa palił ostatniego papierosa. - Przed numerem przyjmuję tylko płyny.
Na miejscu do akcji szykowali się też strażacy. - To niebezpieczny numer - przyznał st. aspirant Robert Krzyszkiewicz. Nad bezpieczeństwem Salwy czuwało 6 strażaków.
Było także pogotowie ratunkowe. - Najgroźniejszy jest ogień - mówił lekarz Tomasz Kazimierczuk. - Czy ja bym skoczył? Gdyby mi dużo zapłacili...
Pod rusztowaniem ustawiono 1200 kartonowych pudełek. - Utworzą doskonałą poduszkę powietrzną - mówił kaskader. - Wszystko jest już gotowe dzięki mojej ekipie i agencji "Studio 44”.
O godz. 19 wysięgnik pojechał do góry, podpalono 5-metrową pochodnię, a następnie całą konstrukcję, nasączoną specjalnymi chemikaliami. Coś jednak było nie tak, bo drewno nie chciało się palić. Wszyscy czekali, aż zajmie się druga, wyższa platforma. Aż tu nagle okrzyk, trzask łamanych desek i huk spadającego ciała. Salwa skoczył! - Planuję już nowy numer. Kilkanaście aut zostanie ustawionych na sztorc i podpalonych. Ja przejadę pod nimi na masce samochodu - mówił Salwa tuż po skoku.
Drugim punktem kulminacyjnym była nieoficjalna próba bicia rekordu Guinessa. Dlaczego nieoficjalna? - Będę rozbijał betonowe płyty - mówił Krzysztof Pawlik, taekwondzista z Lublina. - Jednak w oficjalnym rekordzie użyto angielskich płyt o nieco innych wymiarach.
Na scenie pojawiło się 7 stosów; od jednej do siedmiu płyt. - Będę je rozbijał od najmniejszego. Mam na to minutę - wyjaśnił Pawlik.
Pierwsze 4 stosy momentalnie legły w gruzach. Każdy kolejny wymagał od zawodnika dłuższej koncentracji. 5 płyt, 6 płyt, wszystkie rozsypywały się w proch. I wreszcie ostania partia. Okrzyk, cios, i chmura gruzu ze zdruzgotanych płyt. I wszystko w niecałą minutę.
Atrakcja były też skoki z 36 metrów na bungee. - Niesamowite uczucie - powiedziała nam Monika tuż po skoku. Nie była w stanie powiedzieć nic więcej. Podobnie jak kilkadziesiąt innych osób, które rzuciły się w dół.