Oddam krew, jak i pan odda... – wybełkotał do młodszego aspiranta Grzegorza Styka z lubelskiej drogówki pijany rowerzysta, zatrzymany w okolicach Wojciechowa. Miał problemy z zachowaniem równowagi.
Rowerzysta odmówił poddaniu się badaniom na alkomacie. Sierż. sztab. Waldemar Stępniak przewiózł pijanego do szpitala w Bełżycach. Tam pobrano mu krew. Zanim do tego doszło, w trakcie jazdy chciał wyskoczyć z policyjnego volkswagena. Funkcjonariusze skuli go kajdankami.
To tylko jeden z licznych przypadków zatrzymania pijanych kierujących w ten weekend. W sobotę wieczorem policjanci wzięli „pod lupę” m.in. Wojciechów, gdzie odbywały się warsztaty kowalskie, połączone z różnorodnymi imprezami. Towarzyszył im nasz reporter.
Godzina 20. Trudno przejść ulicą w Wojciechowie. Pełno młodzieży. Nie ma gdzie zaparkować samochodu. Ludzi wciąż przybywa.
Jedziemy radiowozem, zatrzymujemy się przy cmentarzu. Krzysztof Topyło z Bełżyc nie obawiał się policyjnej kontroli.
– Nigdy nie jeżdżę po alkoholu – mówi wysiadając z opla. – Mam swoje zasady.
Alkomat wskazuje 0 promili. Policjanci życzą kierowcy szerokiej drogi.
Po chwili kontrola fiata bravo.
– Trzeźwy pan jest, panie kierowco? – pyta wprost sierż. sztab. Krzysztof Stochmal
– Tylko on jest trzeźwy, panie władzo – śmieją się młodzi ludzie na tylnym siedzeniu. – W przeciwieństwie do nas. Dmuchanie w alkomat potwierdza ich słowa – kierowca rzeczywiście nie pił.
Widok policyjnych radiowozów studzi zapędy niektórych kierujących. Zatrzymujemy się przy audi zaparkowanym na poboczu. Kilka młodych osób pije piwo.
– Kto prowadzi samochód? – pyta sierż. Janusz Jezierski. Przestraszony osiemnastolatek przyznaje się, że przywiózł kolegów. Wypił puszkę piwa.
– I co, ma pan zamiar siąść za kierownicą?
– Nie, będziemy tu przynajmniej do północy.
Policjanci ostrzegają, że będą go mieli na oku.
Przed 23. awantura przed jednym z lokali. Biją się młodzi ludzie. Ochroniarze zatrzymują dwóch najbardziej agresywnych i wzywają policję. Widok mundurów działa na nich jak płachta na byka. Rzucają się z pięściami na funkcjonariuszy. Po kilkunastu sekundach leżą skuci na chodniku. Radiowóz odwozi ich do Lublina. Noc spędzą w policyjnej izbie zatrzymań. Odpowiedzą za czynną napaść na funkcjonariuszy.
Do rana jest już spokojnie. Wielu kierowców wraca do domu pieszo.
– Za dużo glin się tu kręci – mówi jeden z nich do kolegi. – Zawzięli się na pijanych.