Rozmowa z Agnieszką "Iskrą” Tyman z Lubelskiej Kooperatywy Spożywczej
Będzie m.in. można spróbować wegańskiego jedzenia i wziąć udział w Olimpiadzie Rozkoszy, gdzie jedną z konkurencji będzie jedzenie chili na czas. Będą też tańce z wielką dynią, wyścigi grupowe w workach na ziemniaki, granie na kapuście czy ekstremalna bitwa na zgniłki. Będziemy również chcieli przybliżyć wszystkim chętnym ideę kooperatywy. Wstęp jest wolny.
• Co to takiego Kooperatywa Spożywcza?
– To coś na kształt spółdzielni spożywczej. Idąc do sklepu nie mamy świadomości skąd pochodzi to co kupujemy, czy np. produkt był modyfikowany genetycznie, jak był transportowany. My pozyskujemy produkty spożywcze bezpośrednio od polskich producentów, którzy otrzymują 100 proc. ceny, za dany produkt. W ten sposób zwalczamy pośredników, którym zależy tylko na zyskach. Chodzi też o warunki pracy. Jeśli kupujemy od małych producentów, którzy zatrudniają sami siebie nie ma mowy o łamaniu praw pracowników, wyzysku, nie ma ryzyka, że zatrudniane są tam dzieci. W tym sensie nasze działania wiążą się z ideą Fair Trade.
• Dużo jest takich miejsc w Polsce?
– W Lublinie przy ul. Wieniawskiej w Tekturze jest jedyne. Jest jeszcze kilka w innych miastach, m.in. w Warszawie. To się dopiero rozwija.
• Co można kupić w kooperatywie?
– Przede wszystkim warzywa, ale również wiejskie jajka i wegańskie frykasy m.in. tofu czy wegańską mortadelę. Ale jesteśmy otwarci na nowe propozycje. Może czyjaś mama robi dobre przetwory albo piecze pyszne ciasta. Każdy może się do nas przyłączyć. Współpracujemy głównie z małymi producentami z Lubelszczyzny. Nie mogliby sprzedawać w normalnych warunkach, bo byłoby to zwyczajnie nieopłacalne. Ale ich produkty są świetnej jakości.