• Ruszyła ogólnopolska kampania ostrzegająca przed skutkami nieświadomego zażycia "pigułki gwałtu”. Dobrze się stało?
- Bardzo dobrze, bo choć problem istnieje od dawna, to niewiele się o nim mówi. Młodemu człowiekowi trudno sobie wyobrazić, że akurat jemu może przydarzyć się coś złego. Tymczasem ofiarą przestępstwa może paść każdy - i to nie tylko w ciemnym zaułku, ale coraz częściej właśnie na imprezie, w pubie czy dyskotece. "Pigułka gwałtu” jest wyjątkowo niebezpieczna - nie zmienia barwy ani zapachu napoju. Po jej spożyciu człowiek zupełnie traci nad sobą kontrolę. Może zostać zgwałcony, obrabowany, pobity.
• Często dochodzi do takich przestępstw?
- Coraz częściej. Niestety, mnóstwo przypadków nie jest w ogóle zgłaszanych. Przede wszystkim dlatego że podanie "pigułki gwałtu” trudno udowodnić, bo ofiara nic nie pamięta. Często też po prostu się wstydzi tego, że piła, że nie była wystarczająco uważna, że zaufała nieodpowiedniej osobie. Problem dotyczy głównie dużych miast, gdzie jest większa anonimowość, a na dyskotekach pełno obcych sobie ludzi.
• Jak się ustrzec?
- Trzeba pilnować swojego drinka i bawić się w gronie osób, które dobrze znamy i którym możemy zaufać. Kiedy odchodzimy na chwilę od stolika, poprośmy znajomych o przypilnowanie szklanki albo najlepiej - zabieramy ją ze sobą. Nie powinno się też pić drinków od nieznajomych. Po prostu, choć w wirze zabawy to niełatwe, lepiej mieć się na baczności. Zażycie nawet niewielkiej dawki narkotyku, może mieć fatalne skutki.