Zarząd PKS Wschód chce zwolnić dyscyplinarnie przywódców niedawnej akcji protestacyjnej.
Niepokorni, którzy mają trafić na bruk, to przewodniczący dwóch związków zawodowych, które 1 i 2 września zorganizowały protest przeciw działaniom władz spółki. Pierwszego dnia autokar zatarasował wyjazd z bazy spółki przy Hutniczej, przez co kilka autobusów nie mogło wyjechać w trasy. Wtedy też na kilka godzin związkowcy wstrzymali pracę kas biletowych i informacji na Dworcu Głównym przy al. Tysiąclecia. Dzień później akcja została złagodzona.
Protestujący sprzeciwiali się planowanym zwolnieniom grupowym, domagali się m.in. ustąpienia prezes Teresy Królikowskiej i krytykowali jej decyzje personalne. Złożyli też w prokuraturze dwa zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Jedno dotyczyło licencji przewozowych - związkowcy twierdzili, że zarząd nie dopełnił formalności związanych ze wymianą licencji po przekształceniu PPKS Lublin w spółkę PKS Wschód. W drugim prosili o zbadanie, czy Leszek Piotr-Krajecki złamał prawo, obejmując fotel wiceprezesa będąc jednocześnie sekretarzem regionu Platformy Obywatelskiej.
W poniedziałek zarząd spółki wysłał do obydwu związków pisma z prośbą o opinię na temat planowanego dyscyplinarnego zwolnienia przewodniczących tychże związków. W pismach tych zarzucają przywódcom protestu, że ich akcja była nielegalna i naraziła firmę na straty. Stwierdzają też, że związkowcy przekroczyli "granice dozwolonej krytyki” pracodawcy, wypowiadając się do mediów. - Przecież naszym obowiązkiem jest reprezentować załogę. A załoga krytykuje zarząd - wyjaśnia Tomasz Fulara, szef Związku Inżynierów i Techników. - Ależ absolutnie nie zabraniamy krytyki, tylko musi się ona opierać na faktach, być rzeczowa i konstruktywna - tłumaczy Leszek Piotr-Krajecki, wiceprezes PKS Wschód.
Kolejny - zdaniem zarządu spółki - powód do zwolnienia niepokornych jest taki, że śląc pisma do prokuratury, byli nielojalni wobec firmy. - Obowiązkiem każdego, kto podejrzewa, że doszło do przestępstwa, jest powiadomić prokuraturę - odpiera zarzuty Stanisław Widelski, szef "Solidarności '80”. - Ale panowie mogli przyjść do mnie i spytać, co o tym sądzę. Wtedy uzyskaliby pełną informację i nie składaliby żadnych zawiadomień - odpowiada Piotr-Krajecki.
Obydwa związki nie zgodziły się na zwolnienia ich szefów. A zagrożeni zwolnieniem przywódcy protestu zapowiadają, że w razie zwolnienia skierują sprawy do sądu pracy.