Trwająca już dwunasty dzień udręka miała zakończyć się wczoraj. Mieszkańcy pozbawionego prądu bloku przy ul. Samsonowicza 65 czekali aż zabłyśnie światło. Nie doczekali się. Zawinił sąsiad.
Po naszej publikacji rozdzwoniły się redakcyjne telefony. – Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałabym pomóc tym ludziom. Ale niby w jaki sposób? Prądu w słoiku im nie zawiozę. Ta bezsilność jest najgorsza – mówi Elżbieta Wlizło, mieszkanka Lublina. Były też ostrzejsze słowa. „Właścicieli bloku trzeba zamknąć w ciemnej komórce. Nie ma na nich paragrafu? To, że ktoś nie płaci i nie ma prądu, to jego wina. Nie rozumiem tylko, dlaczego cierpią niewinni ludzie” – czytamy w mailu od jednego z Czytelników.
Nadzieja rozbłysła we wtorek wieczorem. – Miała przyjść jakaś większa spłata zaległości – mówi Dariusz Bigelmajer, dyrektor Zakładu Energetycznego Lublin-
Miasto.
– Zebraliśmy część należności i przekazaliśmy pieniądze sąsiadowi. W środę powinni nam już włączyć prąd – mówi pani Joanna, lokatorka bloku. Odkąd odcięli energię zużyła już 50 świec.
Ale w budynku nadal jest ciemno. – Wpłata do nas nie nadeszła – stwierdza Bigelmajer.
– Poszłam do sąsiada, spytać co się stało. Okazało się, że nie wpłacił pieniędzy Lubzelowi, tylko trzyma je od trzech dni. Nie chciał rozmawiać, tylko rzucił we mnie słoikiem – płacze pani Joanna.
Sytuację, na polecenie wojewody, bada już lubelska prokuratura. Ma ocenić, czy działania właścicieli nie naruszają prawa. Dziś w prokuraturze odbędzie się specjalne spotkanie w tej sprawie. Problemem zajmie się też na
swej najbliższej sesji Rada Miasta. •