Konrad Rękas, przewodniczący Sejmiku Województwa Lubelskiego, został wczoraj przesłuchany w prokuraturze. Jest podejrzany o fałszerstwo. Wezwanie doręczyła mu policja.
Prokurator podejrzewa przewodniczącego o podrobienie w 1996 roku podpisów sześciu osób w dokumentach rejestrowych stowarzyszenia Legia Akademicka. Fałszerstwo potwierdził grafolog. Rękas zostanie wkrótce znowu wezwany, żeby zapoznać się z aktami. Jeśli nie złoży wniosków dowodowych, sprawa w ciągu kilku tygodni trafi do sądu.
Rękas zapowiedział, że do czasu oczyszczenia go z zarzutów idzie „na urlop”.
Zapracowany po łokcie
Na urlop Rękas wysłał się sam. Od kilku miesięcy lubelskie gazety ujawniają kolejne skandale z jego udziałem – ostatnio z fałszowaniem podpisów. W poniedziałek przewodniczący oświadczył, że na urlopie będzie do czasu oczyszczenia go z zarzutów. Przewodniczącemu trudno jednak rozstać się z Urzędem Marszałkowskim, gabinetem i przywilejami. Ustaliliśmy to wczoraj, gdy krok w krok podążaliśmy za Rękasem.
Godz. 7.00. Podjeżdżamy przed blok przewodniczącego. Zazwyczaj pracuje od 7.30. Przez dwie godziny nic się nie dzieje.
Godz. 9.07. Czekanie nie poszło na marne. Służbowy opel Urzędu Marszałkowskiego wyjeżdża sprzed bloku. Auto prowadzi kierowca. Przewodniczący siedzi z tyłu w ciemnych okularach. Samochód pędzi przez zatłoczone al. Racławickie. Patrzymy na nasz prędkościomierz. Kierowca opla musi pędzić ponad 100 km/h, łamiąc przepisy ruchu drogowego. Doganiamy go przed urzędem przy ul. Spokojnej. Przewodniczący zniknął w drzwiach urzędu.
Godz. 9.15. Z telefonu komórkowego dzwonimy do sekretariatu Rękasa. – Czy mogę rozmawiać z przewodniczącym? – Dzisiaj go nie ma – odpowiada sekretarka.
Godz. 9.35. Przewodniczący wychodzi z urzędu. Idzie do prokuratury.
Godz. 10.10. Rękas wraca. Wchodzimy przed nim. Najpierw wita się z urzędnikami. – Jak tam, Konrad? – pyta jeden z nich. – Ja tam się cieszę – odpowiada przewodniczący. – Dzień piękny. Pojechałbym gdzieś...
Godz. 10.30. Dzwonimy do Rękasa. Stoimy przed jego gabinetem. Przez drzwi słychać dzwonek telefonu na jego biurku. Nikt nie odbiera.
Godz. 11.00. Jeszcze raz dzwonimy do kancelarii sejmiku. – Pana przewodniczącego dzisiaj nie ma – powtarza sekretarka.
Rękas był w urzędzie do późnego popołudnia. Zapytaliśmy, dlaczego mimo urlopu, spędził tam cały dzień? – Bardzo lubię czynny wypoczynek – odpowiedział z uśmiechem.
Do tematu wrócimy.
Katarzyna Pasieczna, Tomasz Chromcewicz
Wolne rzecz względna
Urlop Rękasa to rzecz bardzo umowna. Jako przewodniczący sejmiku nie jest zatrudniony na umowę o pracę. Urlopem nazywa zrzucenie swoich obowiązków na wiceprzewodniczących. Reszta bez zmian. Nadal jeździ służbowym samochodem, korzysta z telefonu komórkowego i pobiera dietę – 2315 zł.