Posterunkowi Łukasz Kwiatkowski i Piotr Ziętek uratowali ponad 50 mieszkańców lubelskiej kamienicy.
Wczoraj o trzeciej nad ranem policyjny radiowóz przejeżdżał ulicą Zamojską w Lublinie. - Poczuliśmy dym - mówi starszy posterunkowy Łukasz Kwiatkowski. - Zatrzymaliśmy samochód. Spojrzałem na dachy, bo myślałem, że to z komina.
Wtedy do radiowozu podbiegł przechodzień. Wskazał na dach kamienicy nr 12, z którego wydobywał się dym. Policjanci zawiadomili straż pożarną. Potem wbiegli na klatkę schodową.
- Była już zadymiona, robiło się coraz bardziej gorąco - opowiada starszy posterunkowy Piotr Ziętek. - Im wyżej, tym dymu było więcej.
Policjanci zaczęli budzić mieszkańców. Stukali do drzwi. Ludzie wyrwani ze snu nie wiedzieli, co się dzieje. Bali się nocą otwierać.
- Obudziły mnie jakieś hałasy, bieganina i krzyki na klatce schodowej. Myślałam, że to chuligani, którzy często piją na poddaszu - wzdycha Józefa Filanowska z pierwszego piętra. - Nawet nie zwracałam uwagi na te krzyki, aż usłyszałam: "Policja, pali się!”.
Mieszkańcy zrywali się łóżek i uciekali z zagrożonych mieszkań. - Kiedy wyszliśmy na klatkę schodową, góra kamienicy paliła się żywym ogniem - opowiada Iwona Siennicka. - Zanim przyjechali strażacy, dwaj policjanci sprowadzili już część ludzi na dół.
Potem, już z pomocą strażaków, budzili kolejnych, dobijając się do ich drzwi. Pomagał im mężczyzna, który na samym początku pokazał dym. Potem powiedział, że jest strażakiem ochotnikiem.
Na najwyższej kondygnacji dym wdzierał się już do mieszkań. Ostatnich mieszkańców ewakuowano, gdy strażacy lali wodę na dach.
Mimo wielkiego niebezpieczeństwa nikt poważnie nie ucierpiał. Lekkie objawy podtrucia czadem miało siedem osób. Trzy z nich pojechały na obserwację do szpitala. Wśród nich pięciomiesięczna dziewczynka. - Na szczęście, nie było to nic poważnego - mówi Agnieszka Osińska, rzecznik Dziecięcego Szpitala Klinicznego. Wszyscy zostali zwolnieni przez lekarzy do domów.
Mieszkańcy kamienicy podkreślają, że zdrowie i życie zawdzięczają bohaterskim policjantom. - Gdyby nie wszczęli alarmu, to byśmy się nie obudzili. Bo u nas w ogóle nie było czuć dymu - mówi Paweł Bielak vel Bielecki.
Ogień strawił 100 metrów kwadratowych dachu, ale nadzór budowlany orzekł, że kamienica nadaje się do użytku. Lokatorom pozwolono wrócić do swoich mieszkań. Wiele z nich zalała woda użyta w akcji gaśniczej.