Budowa ogrodzenia wokół targu przy Wileńskiej nie posuwa się ani o krok. Kupcy ciągle przeganiają robotników stawiających płot. Zwłaszcza ci, którzy nie znajdą miejsca na targowisku
- Przegoniliśmy robotników. Niech idą pracować z drugiej strony - mówi Józef Skrzypiec, który handluje warzywami w miejscu, przez które ma biec ogrodzenie. Przęsła już tam stoją. Ale kupcy nie pozwalają zamontować między nimi krat. Od strony ul. Wileńskiej, gdzie targ najmocniej "rozlewa się” po okolicy, robotnikom udało się zamontować zaledwie trzy kraty. Dochodzi nawet do tego, że handlowcy wyrywają już postawione przęsła płotu.
- Łatwo nie jest - przyznaje Krzysztof Pieczykolan, który na zlecenie LSM montuje ogrodzenie. - Ale staram się nie wdawać z kupcami w dyskusję. Musimy sobie radzić różnymi sposobami. Płot ma być gotowy do końca września.
- Już nawet mówiłem wykonawcy, żeby stawiał to ogrodzenie wczesnym rankiem, albo późnym popołudniem. Bo opór jest bardzo silny. Zresztą tego się spodziewałem - przyznaje Wojciech Lewandowski, wiceprezes Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Sprzedawców, którzy znajdą się poza targowiskiem biorą w obronę klienci. - Przecież to głównie rolnicy, którzy przyjechali tu po to, żeby sprzedać swoje plony. Im trzeba pomóc, a nie robić problemy - mówi Anna Wasilewska, regularnie zaopatrująca się na Wileńskiej w warzywa.
Targ przy ul. Wileńskiej budowany był z myślą o członkach spółdzielni. Miał być miejscem, w którym można było sprzedać to, co urosło na działce lub polu. Jak jest teraz? Stoły pomiędzy pawilonami handlowymi opanowali sprzedawcy taniej odzieży z Chin i obuwia oraz kupcy handlujący innymi artykułami przemysłowymi. - I jak postawią ten płot, to nasze zdrowe warzywa całkiem znikną z Wileńskiej - krzywi się Skrzypiec.