Pół miliona złotych solidarnie od księdza i Archidiecezji Lubelskiej domaga się 34-letni mieszkaniec Lublina. Ma to być zadośćuczynienie za czyny pedofilne, jakich miał się dopuścić duchowny. Pozew o ochronę naruszonych dóbr osobistych wpłynął już do sądu
– Pozew jest bardzo długi, liczy aż 20 stron – mówi Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Nie przypominam sobie, aby lubelski sąd podobną sprawą zajmował się wcześniej. Nie można wykluczyć, że proces będzie się toczył z wyłączeniem jawności, ale decyzja w tej sprawie zależy od sądu – dodaje.
Pan Piotr, 34-letni mieszkaniec Lublina domaga się 500 tysięcy złotych – solidarnie od księdza, byłego wykładowcy KUL i od Archidiecezji Lubelskiej. – To jest zadośćuczynienie za moją krzywdę, za ból, za żal – mówi pan Piotr. – Oczekuję też pisemnych przeprosin zarówno od księdza, jak i Archidiecezji Lubelskiej.
Pozew o ochronę naruszonych dóbr osobistych wpłynął do Sądu Okręgowego w Lublinie w miniony poniedziałek. Termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony.
„Powód w latach 1986–1994 był ofiarą nagannych zachowań seksualnych realizowanych przez (tu imię i nazwisko duchownego, od którego pan Piotr przed sądem będzie domagać się zadośćuczynienia)” – czytamy w uzasadnieniu pozwu.
Chodzi o sprawę, o której kilkakrotnie pisaliśmy. Pozwany przez mieszkańca Lublina duchowny to emerytowany profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Był tzw. przyjacielem rodziny. Ksiądz znał ojca 34-latka jeszcze z czasów szkolnych. Jak czytamy w pozwie, ksiądz profesor „wielokrotnie zapraszał rodzinę powoda na swoje wystąpienia, wykłady, zamieszczał w swoich publikacjach naukowych dedykacje dla rodziny powoda. (Duchowny) często odwiedzał rodziców powoda i jego samego. Bywało również tak, że rodzice powoda wraz z nim odwiedzali (pozwanego duchownego)”.
Mieszkaniec Lublina oskarża księdza o czyny pedofilne. Początkowo miało to być przytulanie, głaskanie, branie na kolana, łapanie za krocze i całowanie w usta. W kolejnych latach, kiedy mieszkaniec Lublina miał 12–14 lat miało dojść do dwóch gwałtów w domku letniskowym duchownego na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim.
W tej sprawie toczyło się postępowanie kanoniczne – wszczęte po liście, który 34-latek skierował m.in. do lubelskiej kurii, jak też KUL. Opinia biegłej seksuolog, która badała księdza w toku podjętego przez kurię postępowania, jest dla niego miażdżąca. Biegła wskazała, że „zachowania pedofilne wobec dziecka płci męskiej stanowią dla niego (duchownego) zastępczą formę realizacji potrzeby seksualnej”. Zdaniem biegłej, ksiądz stopniowo przyzwyczajał rodziców chłopca do pewnych zachowań. Kiedy zdobył już zaufanie dorosłych, a dla dziecka stał się autorytetem, przystąpił do ataku. I uwiódł chłopca.
Wszystkie zebrane przez kurię dokumenty zostały przesłane do Watykanu.
Duchowny od samego początku do niczego się nie przyznaje. – Nic nie wiem o żadnym pozwie. Najpierw muszę go dostać z sądu – mówi pozwany ksiądz profesor, z którym wczoraj rozmawialiśmy. I dodaje: Uważałem, że pan Piotr się zreflektuje, ale on jest ubezwłasnowolniony. Zajmą się tym fachowcy.
• Jacy fachowcy?
– O tym nie będę z panią dyskutował. Prawnik mnie prosił, żebym tę sprawę zostawił. On będzie się tym zajmować. Skoro on (pan Piotr – red.) jest tak niepoprawny w tym oskarżaniu mnie, to ja jestem już w tym wszystkim bezsilny.
W Koszalinie była ugoda
W maju br. ugodą zakończył się koszaliński proces, który Kościołowi wytoczył mężczyzna molestowany przez księdza. Marcin K. wycofał pozew, a diecezja i parafia zobowiązały się zapłacić za jego terapię psychologiczną. Pieniądze miały zostać przekazane w „geście chrześcijańskiej pomocy”. Strony nie ujawniły, o jakiej kwocie mowa, ale jak nieoficjalnie ustaliło Radio Szczecin, mogło chodzić nawet o 150 tys. zł. Molestowany domagał się 200 tys. zł.