![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
Prokuratura oskarżyła policjanta o kradzież dwóch telefonów z szafy pancernej w komisariacie, w którym pracował. Chociaż aparatów nie odnaleziono, to śledczy są pewni, że korzystały z nich jego córka i żona.
![AdBlock](https://cdn01.dziennikwschodni.pl/media/user/adblock-logos.png)
We wrześniu 2009 z aresztu poprosili o to, by ich konkubiny mogły odebrać aparaty. Kobiety nie zgłosiły się jednak do komisariatu. W styczniu tego roku ponownie poprosili o telefony, tym razem o to, by przesłać im do więzienia, gdzie przebywali.
Komendant komisariatu sprawdził, czy aparaty są w komisariacie, okazało się, że zaginęły. - Ustaliliśmy, że telefony zaginęły pomiędzy 1 grudnia 2009 roku a 12 stycznia tego roku – informuje prokurator Kawa.
Śledczy z Biura Spraw Wewnętrznych ustalili, że z telefonów korzystały córka i żona Leszka P., do niedawna kierownika prewencji w komisariacie w Kurowie. - Kiedy w jednostce nie było komendanta, pełnił jego funkcję i miał dostęp do szafy pancernej – dodaje.
W połowie marca policjant poszedł na emeryturę. Śledczy zarządzili przeszukanie domu byłego funkcjonariusza. – W mieszkaniu nie znaleziono aparatów. Ustaliliśmy, że tego dnia po południu jego żona wyrzuciła telefony do rzeki – tłumaczy Dorota Kawa.
Leszek P. tłumaczył, że telefony kupił od nieznanego mężczyzny pod sklepem Biedronka. Pomimo nie znalezienia aparatów prokuratura jest pewna, że były policjant wyniósł je z komisariatu. Grozi mu pięć lat więzienia. Jego żona została oskarżona o paserkę.