Nie mamy odpowiedniego sprzętu. Co dzień igramy z życiem – skarżą się mechanicy z pogotowia technicznego MPK.
Do tragedii doszło w minioną środę. Stary jelcz zepsuł się tuż przed przystankiem przy ul. Orkana, obok sklepu Biedronka. Na miejsce przyjechał jeden pracownik pogotowia technicznego MPK. Uniósł autobus na lewarku, ale nie podłożył pod koła żadnych klinów, które uniemożliwiłyby stoczenie się pojazdu na pochyłej jezdni. Prawdopodobnie nie podparł też pojazdu koziołkami. Dziewięciotonowy autobus spadł na mężczyznę.
Część mechaników winą za wypadek obarcza władze MPK. – Od lat nie mamy klinów. Zamiast tego wozimy ze sobą stare felgi. Nie mamy koziołków do podpierania autobusów – mówi jeden z pracowników pogotowia technicznego.
Dyrekcja spółki zaprzecza tym zarzutom. – W każdym wozie pogotowia technicznego są kobyłki. Przecież jedna z nich leżała nawet obok tego autobusu – mówi Jarosław Paszczyk, dyrektor techniczny MPK. Z kolei nasz rozmówca z pogotowia technicznego twierdzi, że wyposażenie holowników było uzupełniane dopiero w piątek.
Okoliczności wypadku bada specjalna komisja powołana w MPK. Oraz Państwowa Inspekcja Pracy. – Inspektor prowadzący tę sprawę zbada również wyposażenie holownika – zapowiada Zbysław Momot, zastępca szefa PIP.
Pracownicy pogotowia MPK mają więcej zarzutów. – My nawet nie możemy prawidłowo oznakować holowanego autobusu – skarży się mechanik. – W wielu pojazdach tylna szyba zaklejona jest reklamą. Jak się za szybę włoży trójkąt ostrzegawczy to w ogóle go nie widać – dodaje. Potwierdza to policja. – Tak być nie może. Trójkąt musi być widoczny – mówi Arkadiusz Delekta z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji. – Prawo dopuszcza też oznakowanie holowanego pojazdu pulsującym światłem koloru żółtego.
– Ale takich świateł nie ma w wyposażeniu holowników. A upominamy się o nie od trzech lat. Specjalnie sprawdzałem w sklepie. Taka lampa kosztuje 54 zł – oburza się pracownik MPK. – Z tyłu na listwie ze światłami można bez problemu założyć trójkąt – zapewnia Grzegorz Jasiński, prezes MPK.
Sprawę środowego wypadku bada Prokuratura Rejonowa Lublin-Południe. Ranny mężczyzna do dziś leży w szpitalu. Lekarze celowo utrzymują go w śpiączce, bo jego stan zdrowia jest bardzo niestabilny.