Dyrektor Sekrecki nie ukrywa, że sam również postanowił wówczas odejść z firmy. ERES MEDICAL powstał w 1994 roku. Firma zarejestrowana na dwóch wspólników i w dodatku sąsiadów – Ryszarda Sekreckiego i Zbigniewa L. – zajmowała się m.in. wyrobem sprzętu medycznego i jego serwisem. Faktycznie, z rejestru Urzędu Miejskiego w Lublinie znikła dopiero 31.12. 2000 roku. Nie oznacza jednak, że popadła w niebyt. Jeszcze w październiku 2000 roku ERES MEDICAL pojawił się w Urzędzie Gminy w Jastkowie. Zbigniew L., wspólnik Sekreckiego zamienił wówczas nazwę zarejestrowanej wyłącznie na siebie firmy LUBPOL na ERES MEDICAL. Firma pozostała jednak w dawnej siedzibie w Płouszowicach, nie zmienił się też jej lubelski adres.
W połowie zeszłego roku ogłoszono w szpitalu przy al. Kraśnickiej przetarg na wyposażenie ośrodka rehabilitacji. Sprzęt miał być finansowany w 60 procentach przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, w pozostałej części ze środków własnych. W sierpniu okazało się, że przetarg na kwotę ponad 480 tys. zł wygrała firma ERES MEDICAL. Już w październiku otrzymała zapłatę za wykonane usługi, co w dzisiejszych czasach jest zjawiskiem rzadkim, szczególnie w kontaktach ze szpitalami.
– PFRON był zawsze dobrym płatnikiem – mówi Jerzy Masłowski, p.o. dyrektor Oddziału Lubelskiego PFRON. – Jeśli szpital wywiązał się z umowy i wpłacił 40 procent, my regulowaliśmy rachunki od ręki.
Ustawa o zamówieniach publicznych wyklucza jednak, by w imieniu zamawiającego występowała lub wykonywała czynności związane z postępowaniem o zamówienie publiczne osoba, która przed upływem trzech lat pozostawała w związkach pracy z oferentem lub pozostawała z dostawcą lub wykonawcą w takim stosunku prawnym lub faktycznym, że może to budzić uzasadnione wątpliwości co do bezstronności. Tomasz Makowski, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego zapytany wczoraj, czy słyszał o przypadku, by jakikolwiek dyrektor poinformował Urząd Marszałkowski o związkach z firmą i prosił o wyznaczenie kogoś z urzędu do komisji, powiedział, że nie słyszał o takim przypadku.
Tymczasem w czasie przygotowań do przetargu, jak i w trakcie jego trwania, zastępcą dyrektora ds. lecznictwa, czyli osobą kompetentną w sprawach sprzętu, był Ryszard Sekrecki. Nasi informatorzy ze szpitala mówią, że właśnie on pilotował cały przetarg. – Nawet gdyby nie przystawił nigdzie oficjalnie pieczątki, to i tak cały czas był zainteresowany przetargiem oraz czynił do niego przygotowania – twierdzą.
Próbowaliśmy to oficjalnie sprawdzić w sekcji zamówień publicznych szpitala. Jej kierownik Monika Waligórska odmówiła nam odpowiedzi na zadane pytania bez konsultacji z dyrekcją. Po konsultacjach odesłała Dziennik do dyrektora Sekreckiego. Dyrektor nie ukrywa, że brał udział w przygotowaniach specyfikacji przetargu, twierdzi jednak, że nie miał nic wspólnego z wyborem oferenta. Nie widzi też nic zdrożnego w tym, że dobry, pewny przetarg wygrał jego dawny wspólnik i sąsiad. Poproszony jednak o pokazanie dokumentów – chcieliśmy otrzymać listę firm startujących jak i protokoły obrad komisji przetargowej oraz jej skład – dyrektor stanowczo odmówił, powołując się na to, że są to sprawy handlowe, a więc poufne.
– Mam czyste ręce – powiedział nam w poniedziałek dyr. Sekrecki. – Kiedy odbywał się przetarg nie byłem już w ERES MEDICALU. O zamówienie może starać się każda firma, wybrano najlepszą.
We wtorek, po pertraktacjach z redaktorem naczelnym Dziennika dyrektor Sekrecki co prawda nadal nie zgodził się pokazać żadnych dokumentów, ale obiecał udzielić odpowiedzi na pytania zadane na piśmie. Telefonicznie uzgodniliśmy, że odpowiedź miała przyjść wczoraj, w sekretariacie szpitala potwierdzono nam, że fax przeszedł czytelny. Ograniczyliśmy ilość pytań do trzech: kto przygotowywał przetarg, kto był w komisji i jakie firmy brały udział w przetargu. Niestety, do momentu zamknięcia tego numeru gazety żadna odpowiedź nie przyszła.