Przed nami jedno z najważniejszych w ostatnich latach posiedzenie Rady Miasta, na którym po raz pierwszy radni zdecydują o tym, czy przeprowadzić referendum, referendum w sprawie górek czechowskich. Decyzja polityczna, o tym, że tak się stanie, została już podjęta i sprawa ogłoszenia ogólnomiejskiego plebiscytu jest praktycznie przesądzona. Pozostają dwie kwestie: jak powinno brzmieć referendalne pytanie, i co się stanie, jeśli referendum okaże się niewiążące.
Mimo że pytanie zostało ostatnio zmodyfikowane przez radnych z klubu prezydenta Krzysztofa Żuka, to żeby przez nie przebrnąć wciąż trzeba przed rozpoczęciem czytania zaczerpnąć sporo powietrza. Jest długie, skomplikowane i dla wielu może być niezrozumiałe. A żeby zachęcić jak największą grupę mieszkańców do udziału w plebiscycie, bo chyba o to w tym wszystkim chodzi, pytanie powinno być zwięzłe, proste i logiczne. Nie może być zrozumiałe tylko dla autora/autorów, którzy o sprawie górek wiedzą dużo więcej niż statystyczny lublinianin. Jeżeli decydujemy się na referendum, to warto sprawić, by mieszkańcy wiedzieli, za czym lub przeciwko czemu mają się opowiedzieć.
Często najlepszym sposobem na sprawdzenie, czy to, co napisaliśmy jest dla kogoś zrozumiałe, jest przeczytanie tego na głos innej osobie. Warto zrobić takie ćwiczenie przed czwartkowym głosowaniem i zestawić pytanie autorstwa radnych choćby z takim, zadanym prosto z mostu: „Czy jesteś za zabudową blokami do 30 ha górek czechowskich w zamian za oddanie przez inwestora 75 ha urządzonego parku”?
Referendum, według szacunków, ma kosztować od 350 do 500 tys. zł. Nie ma jednak gwarancji, że te pieniądze zostaną odpowiednio spożytkowane, to znaczy, że referendum będzie w ogóle ważne. Czy rzeczywiście znajdzie się około 80 tys. mieszkańców (wymagany próg 30-proc. frekwencji), którzy w kwietniową niedzielę pofatygują się do urn? Patrząc na frekwencję w wyborach do rad dzielnic (2015 rok – 7,49 proc.), do europarlamentu (32,25 proc. w 2014) czy do rady miasta (40,93 proc. w 2014 r.; pomijając wysoką – 59,3 proc. – frekwencję w 2018 r., spowodowaną mobilizacją antypisowskiego elektoratu), trudno być optymistą, że 30-procentowy próg zostanie osiągnięty.
Bo o ile sprawa górek może elektryzować mieszkańców Czechowa czy Sławinka, o tyle dla mieszkańców Zemborzyc, Czubów czy Kalinowszczyzny może się wydawać problemem odległym, wręcz lokalnym (choć nie powinna). Wrócimy wtedy do punktu wyjścia, w którym to Rada Miasta będzie musiała ponownie podjąć decyzję, co zrobić z górkami. Czy wówczas radni mimo wszystko będą się sugerować wynikiem niewiążącego referendum, które zostanie potraktowane jako swoiste „badanie opinii publicznej”, czy raczej zdecydują względy polityczne?
Liczę, że zgodnie z zapowiedziami prezydenta mieszkańcy otrzymają solidną dawkę informacji, co tak naprawdę oznacza głosowanie na „TAK” lub „NIE” w pytaniu referendalnym. Że ratusz przeprowadzi w tej sprawie rzetelną i zakrojoną na szeroką skalę kampanię informacyjną i profrekwencyjną, byśmy mogli z pełną świadomością i odpowiedzialnością opowiedzieć się za jedną z opcji.