Po raz ostatni sąsiedzi widzieli Małgorzatę R. w piątek. Spacerowała z psem.
Kamienica przy ul. Kunickiego 70 A stoi naprzeciwko komisariatu policji. Andrzej R. odziedziczył jednopiętrowy budynek po swojej ciotce. Na dole wynajmował pomieszczenie na sklep z używaną odzieżą. Z żoną Małgorzatą zajmowali mieszkanie na I piętrze. Ona miała 45 lat, on 47. – Nie spoufalali się tu z nikim – mówią o nich sąsiedzi.
– Mieszkali tu od jakichś dwóch lat. Przyjechali z Krasnegostawu – opowiada mieszkanka sąsiedniej kamienicy. – Wcześniej on tu bywał, bo opiekował się ciotką. Umarła parę lat temu. Jego żonę ostatni raz widziałam w piątek. Spacerowała z psem.
Małżonkowie R. byli zamożni. Prowadzili kilka różnych biznesów.
– Mówił, że ma tyle roboty, że śpi po cztery godziny – mówi sprzedawczyni z pobliskiego sklepu. – Pijanego to go nigdy nie widziałam. Nie obnosili się z tym, co się u nich działo w rodzinie.
→ Zobacz także: Ul. Kleeberga: Wysadził siebie i sklep (zdjęcia, wideo)
Z naszych ustaleń wynika, że kobieta skarżyła się swoim bliskim, że mąż źle ją traktuje. Mówiła, że chce od niego odejść. Ostatni raz kontaktowała się ze swoją rodziną w sobotę. W niedzielę miała odwiedzić swoją rodzinę pod Lublinem. Nie pojawiła się. Kobiety zaczął szukać jej 20-letni syn. Próbował dowiedzieć się od ojca, czy coś się stało. Bezskutecznie.
W poniedziałek wieczorem rodzina Małgorzaty R. zawiadomiła policję o jej zniknięciu. Do mieszkania przy ul. Kunickiego strażacy weszli przez okno.
– Straż przystawiła drabinę do okna od ulicy Śliskiej – opowiada jeden ze świadków strażackiej akcji. – Najpierw jeden strażak świecił do środka latarką. Potem dwóch weszło do środka. Byli w maskach.
→ Zobacz także: Wybuch gazu na Kleeberga: Podejrzewany o morderstwo wysadził się w sklepie (zdjęcia)
W mieszkaniu strażacy znaleźli martwą kobietę. Siedziała w fotelu Na szyi miała ślady duszenia.
Od kilku lat Andrzej R. handlował piwem i artykułami spożywczymi przy ul. Kleeberga.
Sklepik "Pod Tarasem” był otwarty w niedzielę i święta. Klienci chętnie tu zaglądali. – Jeszcze wczoraj robiłam tam zakupy. Właściciel zawsze był uprzejmy, żartował, zagadywał – napisała na naszym internetowym forum jedna z klientek.
Sprzedawcy z sąsiednich sklepów twierdzą, że nie mieli z nim żadnych konfliktów. Po dramatycznych wydarzeniach wtorkowego poranka, nadal są w szoku.
– Jego żona to taka sympatyczna była – mówi kobieta ze sklepu obok. – Ale nie wiem, co działo się u nich w rodzinie. Nikt tu o takich sprawach nie opowiada.
– Jak się prowadzi własną działalność, to każdy jest nerwowy. Bo albo czegoś zabrakło, albo coś się nie sprzedało – odpowiada kobieta.