Jeszcze przez tydzień pourywane konary drzew będą zalegać na ulicach i w parkach. Tyle może potrwać ich usuwanie. – Szybciej się nie da – tłumaczą urzędnicy.
Połamane gałęzie leżą w Lublinie od środy, gdy miasto nagle zaatakowała zima. Drzewa nie zdążyły jeszcze zrzucić liści, osiadł na nich śnieg, a gałęzie takiego ciężaru nie wytrzymały.
– Nadal odbieramy zgłoszenia o połamanych drzewach. Do dziś doliczyliśmy się ich prawie 800 – informuje Józef Piotr Wrona z Wydziału Ochrony Środowiska w lubelskim Urzędzie Miasta
W wielu miejscach śródmieścia konary i gałęzie zostały jedynie usunięte z jezdni i chodników. A teraz zalegają na trawnikach. – Takie pobojowisko nie wygląda dobrze. Na pewno też nie przynosi chluby miastu – przyznaje pani Ewa.
Magistrat twierdzi, że szybciej sprzątać już się nie da. – W pierwszej kolejności pozabieraliśmy drzewa tam, gdzie wystawały na jezdnię – wyjaśnia Tomasz Radzikowski, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej w Urzędzie Miasta. –To nie jest tak, że jak spadnie konar, to się go od razu zabiera i już jest po sprawie. Często trzeba też przyciąć drzewa, zabezpieczyć uszkodzone pnie.
Miasto zleciło usuwanie drzew, mimo że nie zdołało jeszcze rozstrzygnąć ślimaczących się przetargów na utrzymanie terenów zielonych.
– W sytuacji awaryjnej nie jesteśmy bezradni. Następnego dnia po śnieżycy miałem już zgodę prezydenta na zamówienie dodatkowych usług – dodaje Radzikowski. Zapowiada, że usuwanie drzew powinno zakończyć się w ciągu tygodnia. Koszt prac nie jest dokładnie znany. Wstępne szacunki mówią o kilkudziesięciu tys. złotych.
Nie wiadomo jeszcze, czy wszystkie uszkodzone drzewa przetrwają. – Sprawdzamy jeszcze, czy poprzez odpowiednie cięcia i zabezpieczenie ran można będzie je uratować – deklaruje Wrona.