Kaczą rodzinę uratował w poniedziałek w Lublinie patrol Straży Miejskiej. Ptaki mogły zginąć pod kołami samochodów, ale wszystkie szczęśliwie dotarły do Bystrzycy. Młode przejechały się radiowozem, który wytrwale goniła ich matka
Ta nietypowa akcja rozegrała się przy ul. Mełgiewskiej. – Młody mężczyzna przekazał nam informację, że przy wiadukcie kolejowym, obok schodków, jest kaczka z młodymi – mówi Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej.
Było tu dziewięć niebrzydkich kaczątek i ich mama. – Stwierdziłem że nie mogę ich zostawić, bo wyjdą na ulice i będą małe naleśniki – opowiada pan Rafał, który natknął się na ptaki idąc do pracy w schronisku dla zwierząt. To on powiadomił strażników i powstrzymywał gromadkę przed wyprawą przez sześć pasów ruchu. – Musiałem machać przed nią plecakiem, bo to jedyne czego się bała.
Strażnicy postanowili zabrać ptaki z ruchliwej wylotówki. Pozbierali młode do klatki, ale ich matka nie dała się złapać. Czmychnęła na wiadukt i obserwowała wszystko z wysokości.
– Przewieźliśmy młode nad Bystrzycę w rejonie ul. Azaliowej. Tam zostały wypuszczone – relacjonuje Gogola. Okazało się, że cały czas radiowóz śledziła z powietrza kacza mama. – Zaraz po wypuszczeniu młodych rozległo się głośne kwakanie i pojawiła się matka – dodaje rzecznik.
Historia zakończyła się szczęśliwie, bo przejażdżka radiowozem nie była zbyt długa, zaledwie 1,5 km. Azaliowa to przecznica ul. Turystycznej naprzeciw hipermarketu. Nad rzeczką, opodal krzaczka.
Kaczki zgarnięte z ul. Mełgiewskiej nie były pierwszymi korzystającymi z podwózki strażników. Taką przygodą już wiosną mogły się pochwalić (i najwidoczniej się pochwaliły) ptaki, które schroniły się pod samochodem zaparkowanym w pobliżu ul. Narutowicza koło Muzycznej. Tutaj matka przyjęła inną taktykę: dała się schwytać i wraz z dziesięciorgiem potomstwa pojechała w klatce w rejon ul. Wapiennej.