Odwiedzający chorych, wraz z jednorazówkami, wynosili ze szpitala zarazki. Dlatego placówki chcą z nich zrezygnować.
Rafał Dybich z Łęcznej był wczoraj u lekarza w szpitalu przy al. Kraśnickiej. Nie wiedział, że ochraniacze nie są już obowiązkowe. W błąd wprowadziły go stare plakaty na korytarzach przypominające o tym obowiązku i automaty z foliowym obuwiem, które wciąż stoją w szpitalnym holu. - Może to dobrze, że nie trzeba. Tu jest zapewne tyle samo kurzu, co na zewnątrz - wskazuje na podłogę.
Pan Rafał przyznaje, że sam często zwijał ochraniacze po użyciu i wkładał je do kieszeni. Podobnie, jak wielu innych. Takie zachowanie wynikało z oszczędności, bo za foliowe buty trzeba zapłacić złotówkę.
- Ludzie wraz z ochraniaczami zabierali do domu bakterie ze szpitala - argumentuje Anna Zmysłowska, zastępca dyr. ds. medycznych. - Znieśliśmy ten obowiązek. Ochraniacze są teraz tylko dla chętnych.
Podobnie zrobił Dziecięcy Szpital Kliniczny oraz szpital kliniczny nr 4 w Lublinie. - Uznaliśmy, że większym zagrożeniem jest wielokrotne używanie jednorazowych ochraniaczy niż ich nienoszenie - mówi Agnieszka Osińska, rzecznik DSK.
- Ludzie dotykali ochraniaczy, a rąk nie myli. Zarazki przenoszą się głównie przez ręce, a nie na butach. Odchodzenie od ochraniaczy jest światowym trendem.
Na podobny krok zdecyduje się szpital w Białej Podlaskiej. - Jeszcze są, ale być może już niedługo... - przymierza się do zmiany Grzegorz Głowiński, zastępca ds. medycznych w szpitalu.
Są też zwolennicy jednorazówek na buty. - Jak to? Chodzi się po trawnikach, po brudzie i potem na oddział? Zdrowia życzę - dziwi się Mirosława Borowiec, dyrektor Szpitala Kolejowego w Lublinie. - Ochraniacze się sprawdzają.
Jednak z wyliczeń wynika, że odwiedzający używają jednych ochraniaczy wiele razy. Np. w kolejowym leży około 260 pacjentów. Automaty wydają około 85 par ochraniaczy dziennie. - Rodziny nie przychodzą codziennie lecz raz w tygodniu - nie zgadza się dyrektor.
Ochraniacze obowiązują w szpitalu im. Jana Pawła II w Zamościu oraz w Chełmie.
Dla Dziennika
Janusz Słodziński, zastępca wojewódzkiego inspektora sanitarnego
Ochraniacze mają swoje dobre i złe strony. Jeśli są używane zgodnie z przeznaczeniem, to wszystko w porządku.
Ale to zostało wypaczone. Do wszystkiego trzeba podchodzić z dystansem. Podobno na klawiaturze komputera jest więcej bakterii niż na desce klozetowej.