- Gdy rozpocząłem studia w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w 1964 roku. I odwiedzaliśmy wtedy jeszcze księdza arcybiskupa, a następnie kardynała Wojtyłę w Krakowie na ul. Franciszkańskiej, gdzie słuchaliśmy jego wykładów, a potem gdy przyjeżdżał na KUL.
• Jak ks. rektor zapamiętał te spotkania?
- Kiedyś ks. dr Tadeusz Styczeń, najbliższy współpracownik K. Wojtyły, polecił mi przygotowanie rozprawki o etyce prof. Kotarbińskiego. Pamiętam, że zacząłem referować, a kardynał Wojtyła miał przed sobą plik papierów, które przeglądał i podpisywał. Pomyślałem sobie, czy nie mógłby na ten czas zrezygnować z tego zajęcia. Ale nie, nie przestał nawet wówczas, gdy po mnie inni koledzy prezentowali swoje prace. Potem Wojtyła, swoim sakramentalnym "co wam się zdaje, co na ten temat sądzicie”, rozpoczął dyskusję. I wtedy przekonałem się, że on, podpisując te papiery, śledził główne wątki naszych relacji. Zadawał pytania rzeczowe, rozważne, które odczytywały główną myśl zawartą w naszych tekstach. Tak było zawsze przy różnych okazjach, zarówno na tych seminariach, jak również podczas spacerów, kiedy raz w miesiącu wywoził nas gdzieś w okolice Krakowa na spotkania w węższym gronie.
• Czy kardynał Wojtyła był surowy, wymagający?
- Tak, ale w taki sposób, że student miał poczucie, iż nie wypada być nieprzygotowanym. Należał do tych profesorów, przed którymi czuje się respekt i człowiek uczy się nie dlatego, że się ich boi, tylko jest mu wstyd jeśli się okaże, że przygotował materiał nie tak, jak trzeba.
• Jak ks. rektor przyjął wiadomość o tym, że kardynał Wojtyła został papieżem?
- Z absolutnym zdumieniem. Wiedziałem, że jest ważną postacią w kościele, pierwszym kardynałem, który miał rekolekcje dla papieża Pawła VI, ale przez myśl mi nie przeszło, że sam zostanie papieżem.
• Jak można najkrócej scharakteryzować Jana Pawła II?
- Zwykle w takich razach człowiek wpada w banał, albo mówi nieprawdę. Na pewno jest to człowiek głęboko boży. Przepraszam za wielkie słowa, ale tak to jest. Zawsze miał taki sposób podejścia do spraw, że traktował je z głębokim oddaniem i zaangażowaniem.
• Ale mimo tej powagi, potrafi być dowcipny, tryskać humorem?
- Oczywiście, tylko to nie jest taki humor polegający na opowiadaniu dowcipów. On potrafi znaleźć w każdej sytuacji taką okoliczność, która sprawia, że ludzie nigdy się nie pokładają ze śmiechu, a jedynie się radują. To znaczy rozjaśnia im się twarz na jego uwagi, spostrzeżenia. Dla mnie jednym z przykładów takiej jego postawy, było jego spotkanie w Wadowicach, gdy przekomarzał się ludźmi. Albo gdy śpiewał kolędę "Oj, maluśki, maluśki” i dopisywał kolejne zwrotki. Za każdym razem inne, które zawsze miały w sobie taki element żartobliwy, ale nie polegający na tanich dowcipach.
• Czy można powiedzieć, że Jan Paweł II jest ekspertem od spraw ludzkich?
- Już w encyklice "Redemptor homines”, pierwszej, która zwykle jest encykliką programową, znalazło się stwierdzenie, że człowiek jest drogą kościoła. To nie jest powtórka z jakichś określeń soborowych, to jest jego wyrażenie. Proszę zauważyć, dotąd w teologii mówiło się, iż Chrystus jest odkupicielem rodzaju ludzkiego. Nie przypadkiem papież rozpoczyna tę encyklikę od słów "odkupiciel człowieka”. Każdego człowieka. To nie jest tak, że człowiek w masie jest dopiero ważny. Każdy jeden jest dla niego ważny, każda ludzka istota, o którą on będzie zabiegał, więc w tym sensie ta fascynacja człowiekiem rzeczywiście określa pewien typ jego duchowości.
• Czego możemy oczekiwać po obecnej wizycie papieża w ojczyźnie?
- Niespodzianki. Tak to właśnie jest, że spodziewamy się czegoś co będzie... niespodziewane. Wiemy, jakie jest hasło pielgrzymki: "Bóg bogaty w miłosierdzie”. Wiemy, że są to Łagiewniki, związane z postacią św. Faustyny. Ale co on z tego wydobędzie, tego nie wiemy. Gdybym wiedział to bym nie jechał go słuchać.