Największa uczelnia w naszym regionie dostała z Ministerstwa Nauki ekstra pieniądze na podwyżki dla pracowników. I się zaczęło. Sprzątaczki chcą, żeby podnieść wszystkim pensje po równo. Rektor ma inny plan.
Negocjacje władz uczelni z pracownikami nie przyniosły efektu. Dziś rektor spotyka się w tej sprawie z dziekanami. A kolejna tura rozmów, prawdopodobnie ostatnia – jutro. Szefowie UMCS będą musieli odnieść się do stanowiska trzech związków zawodowych. Brak porozumienia może skończyć się kolejnym protestem (poprzedni, w październiku, był w obronie zwalnianych pracowników pionu obsługi).
Związkowcy proponują, aby połowę dotacji podzielić po równo między wszystkich. Każdy dostałby podwyżkę wynagrodzenia za cały 2009 r. o ok. 120 zł miesięcznie. Kolejne 4 mln miałby być wypłacone w formie równych dodatków (po ok. 100 zł miesięcznie), też za cały rok. A 1 mln miałby pozostać do dyspozycji rektora – na premie dla wykładowców.
– Te pieniądze miały być na wzrost wynagrodzeń, a nie na dodatki. Dlatego domagamy się włączenia ich do podstawy wynagrodzenia – mówi Elżbieta Chodzyńska z "Solidarność `80”. – Wielu pracowników najniższego szczebla, pracując na 3/4 etatu zarabia tak niewiele, że – w przypadku zwolnienia – nie mieliby prawa do zasiłku. Ze 150 osób planowanych teraz do zwolnienia około 50 jest w takiej sytuacji. Podwyżka dałaby im prawo do zasiłku
– Ale to oznaczałoby, że wszystkim, którzy dostaną teraz podwyżki, w przyszłym roku należałoby wypłacić również wyższe pensje. A nie mamy gwarancji, że znowu dostaniemy większą dotację – odpowiada Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzecznik UMCS.
Dlatego władze uczelni chcą wypłacić wszystko w formie dodatków, z wyrównaniem za cały 2009 r. Premie miałyby być uzależnione od stanowiska: od 110 do 500 zł miesięcznie. Najmniej dostałyby sprzątaczki i szatniarze, a z pracowników naukowych – magistrzy. Najwięcej – profesorowie.
– Przy okazji poprzednich podwyżek to właśnie profesorowie byli najbardziej pokrzywdzeni – podkreśla Mieczkowska-Czerniak. – M.in. z powodu niskich wynagrodzeń nasi naukowcy odchodzą na inne uczelnie. Takie dodatki to szansa, żeby ich zatrzymać.
– Dlatego proponujemy, żeby rektor miał milion zł, który może podzielić – mówi jeden ze związkowców. – Nie chcemy krzywdzić profesorów. Ale nie rozumiemy, dlaczego mają dostać aż pięć razy więcej od sprzątaczek.