Ile można prosić o coś lubelski Urząd Miasta? - Nawet siedem lat! Tyle z urzędnikami walczy Helena Paś z ul. Bieczyńskiego.
Pani Helena ma zwyrodnienie stawów kolanowych i chory kręgosłup. W domu porusza się dzięki specjalnemu chodzikowi. Poza domem musi jeździć na wózku inwalidzkim.
- Po schodach syn zniesie wózek i pomoże mi zejść - mówi. - Ale co z tego, skoro mogę dotrzeć tylko do drzwi kamienicy. Od razu za nimi stoi jakiś samochód, obok następne. Każdego dnia cały chodnik jest zastawiony. Na przejechanie wózkiem nie ma szans.
Jedyną okazją na wyjście z domu jest dla pani Heleny przyjazd karetki. - Choć zwykle ta też nie może dojechać pod kamienicę, bo dojazd jest zastawiony - zauważa H. Paś. - Karetka staje przy ul. Wieniawskiej, a sanitariusze muszą mnie do niej zanieść, przeciskając się między zaparkowanymi samochodami.
Straż Miejska interweniuje na ul. Bieczyńskiego prawie codziennie. Ale wypisywane mandaty i odholowywane samochody nie robią na parkujących tam kierowcach żadnego wrażenia.
W marcu Ratusz obiecał na naszych łamach, że płotki się pojawią. Minęło półtora miesiąca, a ogrodzenia jak nie było, tak nadal nie ma.
- Zajęliśmy się sprawą. Nasi pracownicy byli już na ul. Bieczyńskiego, żeby postawić płotki - mówi Mirosław Kalinowski z Biura Prasowego Urzędu Miasta. - Okazało się jednak, że planowane ogrodzenie koliduje z rurą gazową, która jest pod tą częścią chodnika. Teraz zastanawiamy się, jak ten problem rozwiązać.
Kiedy chodnik przy ul. Bieczyńskiego zostanie odgrodzony? - Nie potrafię podać konkretnej daty - zaznacza Kalinowski. - Mogę jednak zapewnić, że zrobimy to najszybciej, jak to tylko możliwe.
- Już miałam nadzieję, że po raz pierwszy od siedmiu lat zobaczę wiosnę - mówi pani Helena. - Mieszkam blisko parku. Tak bardzo chciałabym z bliska zobaczyć trawę i drzewa. Teraz pozostaje mi tylko obserwowanie całego świata przez okno...
Fot. Tomasz Koryszko - Przez urzędniczą ślamazarność pani Helena nie może wyjść z domu. A od siedmiu lat błaga miasto o postawienie barierek na chodniku