Pracownica Ratusza wysłała do dyrektorów szkół ofertę firmy komputerowej z prośbą o "ewentualne skorzystanie”. Za "niefortunne sformułowanie” wczoraj trafiła na dywanik.
Do e-maila jest dołączona kilkustronicowa oferta jednej z warszawskich firm – z oprogramowaniem graficznym, biurowym i antywirusowym dla szkół, bibliotek, muzeów i jednostek kulturalno-oświatowych.
Wczoraj o sprawie poinformowała nas Czytelniczka: Ile urzędnicy miasta biorą za reklamowanie prywatnych firm sprzedających oprogramowanie? – zapytała oburzona.
– Tego typu informacje czy oferty dotyczące różnego rodzaju produktów, szkoleń czy innych rzeczy komercyjnych przychodzą do nas w bardzo dużej ilości. Są kierowane do wydziałów i merytorycznych jednostek podległych urzędowi – jako forma informacji o tym, co jest dostępne na rynku – mówi Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina. – Natomiast to dyrektorzy tych jednostek podejmują decyzję, jak te informacje wykorzystają.
– Absolutnie oczywiste dla wszystkich pracujących w urzędzie i jednostkach podległych jest to, że obowiązują procedury zamówień publicznych i należy ich bezwzględnie przestrzegać – podkreśla.
– Natomiast prezydent zlecił sekretarzowi miasta uczulenie dyrektorów wszystkich wydziałów, żeby podobne sytuacje nie miały miejsca – dodaje rzeczniczka.
Jak na ofertę zareagowali dyrektorzy? – W ogóle się nad nią nie zastanawiałam, bo w tej chwili nie mamy takiego zapotrzebowania – mówi Danuta Nowakowska-Bartłomiejczyk, dyrektor SP nr 6. – Ale przy jakimkolwiek zakupie i tak musimy prowadzić badanie rynku i wybrać produkt za najniższą cenę. Obowiązują nas przepisy.
– Żadnej kryptoreklamy tu nie widzę. Ten e-mail do niczego mnie nie obliguje – mówi Ryszard Kowal, dyrektor II LO.