Guz, który zagrażał zdrowiu i życiu 3,5-letniej Amelii Dobek z Lublina został pokonany. Dziewczynka, u której zdiagnozowano siatkówczaka, czyli złośliwy nowotwór oka, wróciła właśnie z leczenia w Stanach Zjednoczonych. - Jest dobrze, ale by mówić o całkowitym zwycięstwie jest jeszcze za wcześnie - przyznają rodzice trzylatki, która do nowojorskiej kliniki jeszcze wróci
Wszystko jest na dobrej drodze, ale ja już zawsze będą się o Amelię bała - mówi Marta Dobek, mama 3,5-letniej Amelii.
- Od lekarza usłyszeliśmy, że guz jest już martwy - dodaje Emil Dobek, tata dziewczynki. - Na świętowanie pełnego sukcesu jest jednak za wcześnie. Kolejną wizytę klinice w Nowym Jorku u doktora Abramsona mamy 22 lutego.
Wtedy Amelia dostanie następny zastrzyk bezpośrednio do oka, kolejną serię chemioterapii, aby zniszczyć pozostałe komórki rakowe w ciele szklistym.
Choroba
„Z jednej strony uśmiechnięta, ufna 3-letnia dziewczynka, dla której życie to dopiero początek wielkiej historii. Po drugiej on - rak, który podstępnie zakradł się w życie Amelki i które próbuje zgasić, siejąc spustoszenie. Ringiem tej walki jest onkologiczny oddział, na którym siatkówczak wysunął się na prowadzenie. Ze starcia cało wyjdzie tylko jedno” - tak zaczyna się wpis na stronie Siepomaga.pl, który opisuje historię Amelii Dobek z Lublina. To między innymi poprzez tę Fundację rodzice Amelii zbierali pieniądze na leczenie swojej jedynaczki za oceanem.
Życie rodziny legło w gruzach 11 sierpnia 2016 roku.
Dziwny błysk
Tego właśnie dnia mama Amelii ubierając córkę zauważyła w jej oku dziwny, przykuwający uwagę błysk. Woła męża. Po chwili zauważają oboje, że coś jest nie tak.
Amelia trafia do okulisty. Od lekarki rodzice dowiadują się o „masywnym wysięku do ciała szklistego, stanie zapalnym oraz o tym, że siatkówka jest częściowo uniesiona”.
Wyniki szczegółowych badań nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Amelia jest ciężko chora. To siatkówczak - nowotwór złośliwy oka.
Zbiórka
Dziewczynka rozpoczyna leczenie - chemioterapię. Jednak kiedy pojawia się silna infekcja, leczenie dziewczynki zostaje przerwane. Amelia dostaje antybiotyk. Rokowania są coraz gorsze.
„Wysięk do ciała szklistego to w Polsce pewna amputacja oka” - mówią rodzice Amelii. „Jeśli dojdzie do przerzutu, Amelka straci wzrok, gdy przerzutów nie uda się zniszczyć - straci życie”.
Rodzice dziewczynki podejmują najważniejszą w ich życiu decyzję, o leczeniu w Stanach Zjednoczonych, w klinice w Nowym Jorku u dr Davida Abramsona, do którego trafiają dzieci w bardzo poważnym stanie, cierpiące na tę samą chorobę co Amelia (w nowojorskiej klinice były już leczone z powodzeniem również dzieci z naszego województwa).
Rodzina Amelii rozpoczyna akcję mającą na celu zebranie pieniędzy na ten cel. Ruszają zbiórki, koncerty, licytacje. W akcję pomocy Amelce włączają się sportowcy, samorządowcy, przedsiębiorcy.
Pomoc
To dzięki anonimowych ofiarodawcom udaje się zebrać ogromną kwotę potrzebną na leczenie dziewczynki za granicą: ponad milion złotych.
- Te pieniądze udało się zebrać dzięki ludziom. I to chcę bardzo mocno podkreślić. Dzięki ogromnej mobilizacji rzeszy osób z różnych środowisk, ale też dużej grupie tych, którzy w intencji Amelii się modliły - mówi Edyta Dobek, ciocia dziewczynki, która koordynowała akcję. - Dla nas to, co się wydarzyło, to namacalny cud. I nie mam na myśli tylko tego, że Amelię udało się wyleczyć, ale też to, że pieniądze potrzebne na jej leczenie udało się zebrać w tak krótkim czasie.
Reakcja
11 października minionego roku Amelia z rodzicami wylatuje do Nowego Jorku. Dwa dni później wizyta w klinice.
- Po zbadaniu Amelii dr Abramson nie dawał nam dużych szans. Powiedział, że mogą być przerzuty - przyznaje tata Amelii. - Lekarz wskazał, że komórki rakowe są dosłownie wszędzie.
Na szczęście już po pierwszej chemioterapii pojawiło się światełko w tunelu.
- Lekarz powiedział, że organizm Amelii bardzo dobrze zareagował na leczenie, co jak podkreślał, rzadko się zdarza. Połowa komórek rakowych uległa zniszczeniu. Dr Abramson powiedział, że jest bardzo dobrze. Przerzutów nie ma i nowotwór uda się wyleczyć - wspomina Emil Dobek.
Leczenie
- W klinice Amelia przeszła krioterapię, czyli zamrażanie guza. Miała również podane trzy chemie dotętnicze. Ponieważ ciało szkliste nie jest ukrwione, chemia musiałby być też podana bezpośrednio - opisuje mama dziewczynki.
- Amelia miała trzy takie chemie celowanie do oka - wylicza tata dziewczynki. I dodaje: Ten wysięk do ciała szklistego to był największy problem, a nie guz sam w sobie.
- Leczenie dało efekty. Stan Amelii jest dobry - cieszy się mama 3,5-latki. – Guz, który miała, jest martwy, ale zostały jeszcze pojedyncze komórki rakowe, które trzeba do końca wyeliminować.
Dlatego też 22 lutego dziewczynka ponownie leci do Stanów Zjednoczonych na kontynuację leczenia.
- Podobało mi się, jak leciałam samolotem. Miałam dwie koleżanki - relacjonuje nam Amelia.
Rehabilitacja
Rodzice dziewczynki przyznają, że o pełnym sukcesie na razie mówić nie można.
- Największe ryzyko nawrotu jest na początku leczenia. Cały czas siedzimy jak na bombie - przyznaje tata Amelii.
Jeszcze w lutym Amelię czeka kolejna chemia podana w nowojorskiej klinice. - Będzie to zastrzyk z lekami bezpośrednio do ciała szklistego - wyjaśnia mama dziewczynki.
- Zdaniem dr Abramsona to wystarczy, aby całkowicie zniszczyć komórki nowotworowe, które jeszcze pozostały - dodaje tata dziewczynki.
Zbiórka pieniędzy na leczenie Amelii jest już zakończona. - Na koncie kliniki są zabezpieczone środki finansowe także na kolejne wizyty - wyjaśnia tata Amelii.
A tych wylotów do Stanów Zjednoczonych będzie zapewne kilka; na wizyty kontrole w klinice. Przeloty i pobyt rodzice opłacają sobie sami. Poza tym Amelię czeka jeszcze rehabilitacja.
Przekaż 1 procent podatku
Na rzecz Amelii można przekazać 1 procent podatku. W formularzu PIT należy wpisać numer:
KRS 0000037904
W rubryce „Informacje uzupełniające - cel szczególny 1 %” należy zaś napisać: 29857 Dobek Amelia