Przed godziną 13. na pl. Litewskim zaczął rosnąć tłum cyklistów. Ubrani w profesjonalne stroje kolarskie, podrywali wyczynowe rowery do ekwilibrystycznych sztuczek. Inni dyskutowali o fatalnej sytuacji Lublina, w którym kilkadziesiąt tysięcy uczniów i studentów nie może dojechać na dwóch kółkach na zajęcia.
Pani Teresa ubrana w szyfonową bluzkę i plisowaną spódnicę w różowej tonacji, dobranej do barwy roweru, przyjechała ze Sławinka, aby w centrum zrobić zakupy. W drodze powrotnej dołączyła do "Masy Krytycznej”, która właśnie ruszyła z placu i Krakowskim Przedmieściem w stronę ronda u zbiegu al. Racławickich i al. Kraśnickiej.
W granatowej sukieneczce z kwiatowym deseniem jechała Juta. Jej wygląd łagodził nastroje niektórych kierowców, którzy musieli jechać z prędkością 10 km/h. Na paniach w czerwonym polo nie zrobiło to wrażenia. Toteż chłopak na żółtym rowerze wyjaśnił im pokrótce zasady ekologii, ruchu drogowego i praw człowieka.
Z kolei kierowca w granatowym samochodziku wykrzykiwał obelgi i prezentował telefon komórkowy, z którego może zatelefonować na policję. Rowerzyści pogratulowali mu udanego zakupu i pedałowali dalej. Nie tamowali ruchu - na sygnał karetki momentalnie usunęli się na pobocze i robili miejsce dla pojazdów MPK.
Większość automobilistów traktowała więc rowerową "Masę Krytyczną” z wyrozumiałością. Niektórzy deklarowali, że gdyby były bezpieczne ścieżki - też przesiedliby się na rowery. Mieszkańcy bloków przy ul. Zana z balkonów pozdrawiali rowerzystów dojeżdżających do ronda przy supermarkecie.
Panowie i panie zsiedli zatem z rowerów i podnieśli je nad głowy. Zwracając koła do nieba, zademonstrowali oniemiałym widzom, że jednoślady są lekkim i wygodnym środkiem transportu.
Samochodu nie można wziąć pod pachę, aby ustąpić miejsca karetce. A na dodatek spaliny psują zdrowie wszystkim, nie tylko kierowcom.
- Jadę w masce przeciwgazowej, aby o tym przypomnieć mieszkańcom Lublina - mówił Piotr. Jego siostra, Noemi, towarzyszyła mu w wytwornej szarej spódnicy i białej bluzce, jakby za chwilę miała usiąść za biurkiem ważnego urzędu.
- Moja mama mieszka w Holandii, tam wszyscy tak jeżdżą - tłumaczyła Noemi. - U nas byłoby to możliwe, gdyby były ścieżki rowerowe.