W czwartek na ul. Skłodowskiej w wypadku samochodowym zginęła Teresa Karbownik, wieloletnia dziennikarka lubelskiej telewizji, autorka wielu programów, producent filmowy. Przez wiele lat związana z alternatywnym teatrem.
– To straszna wiadomość, znaliśmy ją od bardzo wielu lat. Pracowała w latach 80. przy spektaklach "Z domu umarłych” i "Ogrodach”. Później przy telewizyjnej realizacji "Ogrodów”. Była menadżerem naszego teatru. Później zajmowała się autorskimi projektami Andrzeja Mathiasza – wspomina Janusz Opryński z Teatru Provisorium. – Była wierna idei teatrów niezależnych. Ich mieszkanie było miejscem spotkań twórców tego nurtu a Ona była duszą tego miejsca. Była współtwórczynią nowej rzeczywistości. Z Andrzejem bardzo się angażowali w tworzenie struktur NZS. Jestem zszokowany informacją o wypadku i Jej śmierci.
Teresa Karbownik pochodziła ze Stąporkowa, kończyła prawo na UMCS, od 1992 roku pracowała w lubelskiej telewizji. Była reżyserem i producentem kampanii promocyjnej telenoweli dokumentalnej "Zupełnie zwyczajne życie” opowiadającej o życiu osób samotnie wychowujących dzieci.
W ostatnich latach była wydawcą takich cyklicznych programów telewizyjnych jak "Lubelskie – smakuj życie”, "Lubelskie uwodzi”, "Lubelskie z pasją” promujące walory turystyczne Lubelszczyzny, a także "Bo byłem przybyszem…” ukazujących losy obcokrajowców w Polsce oraz "Na imię mam…” pokazujących historie młodych ludzi przebywających w ośrodkach kuratorskich.
Była także ekspertem sejmowej komisji ds. Mniejszości Narodowych w zakresie mediów.
Prywatnie żona Andrzeja Mathiasza oraz mama Ewy. 6 kwietnia skończyłaby 54 lata.
– Przyjaźniliśmy się wiele lat, jeszcze w lach 80. Poznałem Ją przez brata a potem pracowaliśmy razem w Estradzie, gdzie Teresa zajmowała się między innymi lubelskim kabaretem Loża 44. Niezwykle niezawodna i gruntowna w swojej robocie Osoba. Bardzo się lubiliśmy towarzysko. Ubolewam nad nieszczęściem, bardzo współczuję Andrzejowi i Ewie – mówi Zbigniew Bagiński.
Była świetną szefową, wszystko co wiem o telewizji i pracy z ekipą to dzięki Teresie – mówi Agnieszka Dybek z Dziennika Wschodniego. – W latach 90. współpracowałam przy tworzeniu Jej cotygodniowego telewizyjnego magazynu kulturalnego. Wysyłała mnie z kamerą na koncerty i wernisaże. Cierpliwie korygowała błędy na montażu. Gdy widziałyśmy się kilka miesięcy temu rozmowa zeszła na różnice pokoleniowe, opowiadała o córce, która po angielskiej szkole dla ludzi związanych z produkcją telewizyjną jechała do Bombaju do pracy. Bardzo lubiłam Jej ironiczne poczucie humoru i poglądy na sztukę i teatr.