Nasze apele nie przekonują urzędników. Walimy głową w mur - żali się pan Andrzej.
- Groby są regularnie okradane. Giną wieńce, znicze, marmurowe wazony, żeliwne ozdoby - mówi mieszkanka ul. Sokolej. - Na tym cmentarzu spoczywają moi bliscy. Co z tego, że zapalę im świeczkę, czy przyniosę kwiaty, skoro następnego dnia już ich nie ma - dodaje. Podobne skargi usłyszeliśmy od innych mieszkańców Lublina. - Kradzieże są tutaj na porządku dziennym. Ktoś wreszcie powinien się tą sprawą zainteresować - argumentują.
Ich zdaniem, kradzieże nie miałyby miejsca, gdyby cmentarz przy Drodze Męczenników Majdanka - od strony południowej - został ogrodzony. - Wystarczyłby zwykły płot - twierdzą.
Mieszkańcy apelowali w tej sprawie m.in. do spółki Kom-Eko, administratora cmentarza. Bez rezultatu. - Nie jestem w stanie upilnować tysięcy grobów - przekonuje Błażej Rakowski z Kom-Eko, kierownik zarządu cmentarzy komunalnych. Jednocześnie przyznaje, że skargi odwiedzających groby swoich bliskich słyszy od wielu lat. - Potrafię tych ludzi zrozumieć, ale niewiele mogę zrobić. Część cmentarza nie jest ogrodzona, bo z tego, co wiem, teren jest własnością osoby prywatnej. Miasto nie mogło tam więc postawić płotu, ani zrobić bramy wjazdowej. Nie wiem, czy w tym roku się to powiedzie.
Kilkadziesiąt osób z Lublina i okolic nie traci nadziei. Napisały wniosek z prośbą o interwencję do miejskich urzędników. Pismo wpłynęło do lubelskiego Ratusza kilka dni temu.
- Znam tę sprawę doskonale. Faktycznie były problemy z wykupem gruntu od prywatnego właściciela. To powód, dla którego nie mogliśmy ogrodzić tej części cmentarza. Ale cały czas prowadzimy rozmowy w tej sprawie. Jesteśmy dobrej myśli - zapewnia Tomasz Radzikowski, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej. Do sprawy wrócimy