Fatalnie wypadła kontrola żywności sprzedawanej jako „tradycyjna” czy „naturalna”. W przytłaczającej większości przypadków za ładnymi nazwami przetworów mięsnych kryła się chemia, a kiełbasa „bez fosforanów” wręcz była nimi naszpikowana
Kontrolę prowadziła lubelska Inspekcja Handlowa, która bez uprzedzenia wkroczyła do dwunastu sklepów. Osiem z nich należało do sieci handlowych.
Sprawdzane były przetwory mięsne, rybne, mleczne, owocowo-warzywne, zbożowe, napoje i wyroby garmażeryjne. Ale tylko te oznakowane jako „chłopskie”, „swojskie”, „bez barwników” itd. Takie napisy sugerują klientom, że to produkt lepszy, bo wytworzony zgodnie z tradycyjną recepturą i prostą technologią.
– Nie ma zakazu stosowania takich oznaczeń – podkreśla Łukasz Drzewiecki z Inspekcji Handlowej w Lublinie. – Ale jeśli produkt jest oznaczony jako „tradycyjny”, „wiejski” lub „domowy”, to ma być wyprodukowany przy użyciu substancji, które używane są przy domowym wyrobie.
Okazuje się, że w przypadku przetworów mięsnych przeważnie są to obietnice bez pokrycia. Z 32 skontrolowanych partii zakwestionowano aż 26.
Czar pryskał, gdy odwracało się opakowanie obiecujące tradycyjny wyrób i czytało to, co zapisano drobnym drukiem. Na liście składników pełno było dodatków, które trudno uznać za „domowe”. Bo kto z nas ma w domu słoiczek z „preparatem aromatyzującym o smaku wędzonki staropolskiej” albo... hemoglobiną wieprzową?
– To dozwolone substancje. Ale jeśli są użyte, to nazwa produktu nie powinna sugerować, że jest on domowy – mówi Drzewiecki. – Chodzi m.in. o fosforany, konserwanty czy inne substancje nie stosowane przy domowym wyrobie, jak białko sojowe, dekstroza, skrobia modyfikowana.
Jeszcze większy był rozdźwięk między nazwą a składnikami sałatek oznaczonych „Jak u Mamy”, bo ich skład był niezbyt „maminy”: difosforany, octany sodu, guma ksantanowa, sorbinian potasu. – To ewidentne wprowadzanie konsumenta w błąd – przyznaje Drzewiecki.
W błąd wprowadzały też sklepowe wywieszki cenowe na stoiskach, gdzie towar podaje się na wagę. Pasztet drobiowy „domowy” składał się w 51,4 proc. z mięsa oddzielonego mechanicznie. Chemią naszpikowane były zarówno „kabanoski wiejskie”, jak też „kiełbasa wiejska”. Jeszcze ciekawszym przypadkiem był „kurczak bez dodatku fosforanów”, który miał w składzie trzy rodzaje… fosforanów.
– A to już zafałszowanie produktu – podkreśla rzecznik lubel skiej Inspekcji Handlowej.
Sprzedawcy może za to grozić wysoka kara finansowa, nawet 10 proc. ubiegłorocznych przychodów. Z karami – już o wiele niższymi – muszą się liczyć także sprzedawcy, którzy handlują produktami źle oznaczonymi przez wytwórcę. Na przykład paczkowanymi wędlinami, które z przodu opakowania kuszą napisem „domowy”, a z tyłu mają długą listę chemii spożywczej. Choć to nie sklep naklejał te etykiety, ale to on odpowiada ostatecznie za towar sprzedawany klientom.
Dla Dziennika
Agnieszka Dudkowska, dietetyczka, Go Diet w Lublinie
Na pewno nie powinniśmy się sugerować etykietami typu „swojska wędlina” czy „produkt light”. Zawsze powinniśmy czytać skład. Bo często płatki fitness czy jogurty light, zawierają bardzo dużo węglowodanów. Lepiej więc wybierać te, które mają więcej tłuszczu. Powinniśmy też wybierać produkty jak najmniej przetworzone, z jak najkrótszym składem. (kp)
Wideo: Dzień Dobry TVN / x-news
- Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wydała, oświadczenie, w którym stwierdza, że konserwanty dodawane do szynek, które kupujemy w sklepach, są rakotwórcze - powiedziała w "Dzień Dobry TVN" Katarzyna Bosacka. Naukowcy ciągle pracują nad mniej szkodliwymi zamiennikami, które również niwelowałyby zagrożenie pojawienia się jadu kiełbasianego w wędlinach. Czy powinniśmy całkowicie zrezygnować z szynek ze sklepu? Jak wybrać wędlinę, która zawiera w sobie możliwie najmniej konserwantów? Prowadząca program "Wiem, co jem i wiem, co kupuję" wyjaśniła też, dlaczego pieczone w domu mięso nie jest tak różowe, jak to ze sklepu.