Być może puściłbym to płazem. Ale mój pies ledwo stał na łapach, w każdej chwili mógł umrzeć – żali się pan Tomasz* z Lublina, właściciel 11-letniego mieszańca boksera.
Pan Tomasz ma za złe, że weterynarz, który go przyjął był po alkoholu i odesłał go z kwitkiem. Nasz Czytelnik przyjechał do kliniki chirurgii UP przy Głębokiej w miniony czwartek ok. godz. 17. – Brzuch psa był bardzo rozdęty, wyglądał jak balon – opowiada właściciel zwierzęcia.
Lekarz z Głębokiej odesłał pana Tomasza do prywatnej kliniki. – Rzeczywiście, oglądałem tego psa – potwierdza weterynarz. Nie zgadza się na podanie nazwiska. – Pies miał powiększone powłoki brzuszne i było podejrzenie skrętu żołądka. Mogłem zrobić diagnostykę, ale i tak sam bym go nie zoperował. Potrzeba do tego dwóch albo nawet trzech osób. Powiedziałem właścicielowi, żeby jak najszybciej jechał do kliniki przy ul. Stefczyka.
– Poprzedniego dnia byłem na imieninach. W czwartek miałem do pracy na popołudnie. Myślałam, że wytrzeźwieję. Oczywiście, że mi wstyd. Teraz mam nauczkę – mówi lekarz. Twierdzi, że nie miał tego dnia wielu pacjentów. – Ten mężczyzna z psem był jedyny. Może były też były jeszcze jakieś zastrzyki do zrobienia? – zastanawia się.
Pies jest już po operacji. Rzeczywiście miał skręt żołądka. Ta przypadłość może bardzo szybko doprowadzić do śmierci i wymaga szybkiej pomocy.
Inni pytani przez na weterynarze potwierdzają, że w przypadku skrętu żołądka nie można przeprowadzić operacji w pojedynkę.
W piątek nie udało się nam skontaktować z rzecznikiem Uniwersytetu Przyrodniczego.
* imię bohatera zostało zmienione