Władze województwa milczą, komu dały zarobić ponad 70 tys. zł. Zasłaniają się ochroną danych osobowych.
Komu, ile i za co płacił samorząd? Takiej spowiedzi zażądali działacze lewicy. Pierwszy był Kamil Zinczuk z lubelskiej Rady Miasta. Poprosił o wykaz umów o dzieło i umów zlecenia zawartych przez Ratusz w 2006 r. Dane trafiły do radnego w przepisowym terminie 21 dni.
Podobną prośbę miał radny sejmiku, Jacek Czerniak. Zapytał marszałka o wykaz umów zawartych przez nowe władze regionu. Po miesiącu dostał pismo, z którego dowiedział się tylko, że były to 22 umowy zlecenia i 3 umowy o dzieło na blisko 72 tys. złotych. Z kim? Nie wiadomo. - Nie mogę podać nazwisk, bo te osoby nie są pracownikami Urzędu Marszałkowskiego i potrzeba ich zgody na opublikowanie danych - wyjaśnia w piśmie Jarosław Zdrojkowski, marszałek.
- Informacja o tym, kto i za ile pracuje dla urzędu jest jawna - dziwi się Małgorzata Kałużyńska-Jasak z Generalnego Inspektoratu Ochrony Danych Osobowych. Tak uznał też Ratusz. - Radny ma prawo żądać informacji na temat publicznych wydatków i je otrzymał - mówi Mirosław Kalinowski z Urzędu Miasta.
- To w lubelskim Ratuszu można podać te informacje a w Urzędzie Marszałkowskim już nie? - oburza się Jacek Czerniak. - Jeszcze raz spotkamy się z prawnikami, żeby wyjaśnić, co możemy podawać do wiadomości publicznej. Chcemy być otwarci, ale działać też zgodnie z prawem i zdrowym rozsądkiem - mówi Dariusz Chyćko rzecznik marszałka.
Bywa, że na niektóre informacje o wydatkach trzeba czekać miesiącami. Andrzej Pruszkowski, poprzedni prezydent Lublina a obecnie przewodniczący sejmiku nie ujawnił nam kosztów słynnego rautu ze stycznia 2006 r. Poznaliśmy je dopiero gdy stracił stanowisko. Okazuje się, że raut pochłonął prawie 38 tys. zł, czyli o ok. 10 tys. więcej niż roczne zarobki brutto statystycznego mieszkańca Lubelszczyzny.
Z tej puli najwięcej, bo 24 tys. złotych poszło na wyżywienie 800 oficjeli. Za artystyczne umilanie czasu gościom Pruszkowskiego podatnicy zapłacili 10,8 tys. złotych. Z tej kwoty 3600 zł dostał za konferansjerkę Marek Sierocki, chociaż przed imprezą Ratusz twierdził, że jego stawka to "tylko” 1500 zł. Samo wynajęcie sali i obsługa techniczna imprezy pochłonęła 2,5 tys. zł. 700 zł przypadło mężczyźnie odpowiedzialnemu za "prace techniczne i sprzątanie”.