Podrożały żywe kwiaty, ale w porównaniu z ubiegłym rokiem nie zmieniły się ceny zniczy. Sprawdziliśmy, co najlepiej się sprzedaje na stoiskach przed Dniem Wszystkich Świętych.
– Ludzie najchętniej kupują małe bukiety z chryzantem. Takie po 10 złotych – mówi pani Natalia, sprzedawca z ulicy Białej. – Klienci trochę narzekają. Najchętniej chcieliby żywe, ale tanie kwiaty, które zostaną do przyszłego roku. To niemożliwe. Wtedy jedynym rozwiązaniem są sztuczne bukiety – dodaje.
Plastikowe stroiki są jednak dużo droższe. Na stoiskach znaleźliśmy żywe bukiety z chryzantem za 20 lub 25 złotych. Za podobne, tylko sztuczne kwiaty, zapłacimy trzy lub cztery razy drożej. – To ze względu na ich trwałość. Powinny wytrzymać nawet do Bożego Narodzenia – wyjaśnia sprzedawczyni. Po chwili jednak dodaje: – Ale gwarancji nie dam, wszystko zależy od pogody. Jak będzie słońce i wysoka temperatura, to trzeba będzie je wyrzucić szybciej – zauważa.
Jak mówią sprzedawcy, ceny zniczy nie zmieniają się od kilku lat. Za mały znicz z wkładem zapłacimy średnio 2 zł. Z kolei duże, szklane mogą kosztować nawet 50 złotych. Za 2,50 zł możemy kupić wkłady, które powinny palić się przez trzy dni.
Ostatnio coraz częściej na grobach pojawiają się świeczki LED. Ich zaletą jest to, że powinny działać przez około 60 dni bez względu na warunki pogodowe. Za taki wkład trzeba jednak zapłacić co najmniej 8 złotych. – Ludzie wolą tradycyjne lampki. Ledowe kupują głównie młode osoby – mówi sprzedawca. – W tym roku, jako nowość, sprowadziłem figurkę LED z wizerunkiem Matki Boskiej. Nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem.
Ceny tych samych zniczy, czy kwiatów mogą się różnić na poszczególnych stoiskach. W zależności od miejsca, zmieniają się również ceny produktów. Sprzedawcy bliżej parkingu sprzedają drożej niektóre wiązanki, my bliżej wejścia musimy opuścić lekko cenę, by zachęcić klientów.
Jak mówi pan Artur, sprzedawca z ulicy Białej, nie wszyscy klienci są uczciwi. – Największą zmorą są osoby, które chodzą z fałszywymi pieniędzmi i próbują kupić coś za nie – mówi. – Płacą na przykład podrobionym banknotem 100-złotowym i czekają na wydanie reszty – dodaje.