Po rocznym pobycie we włoskim więzieniu policja sprowadziła do Polski specjalistę od podkładania bomb
- To czołowa postać wątku kryminalnego afery związanej z handlem długami PKP - mówi Andrzej Lepieszko, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie. - Znalazł wykonawcę ładunków wybuchowych. Z otrzymanych od niego części złożył dwie bomby. Osobiście podłożył ładunek w Warszawie.
Waldemar G. za sprzedaż długu wziął 380 tys. zł łapówki. Widząc, jak duży zysk przyniosła transakcja, zażądał od Jana B. i Piotra B. więcej pieniędzy. Wynajął do pomocy bandytów. Najpierw straszyli nabywców długów oślepieniem i wycięciem nerek. Udało im się wymusić 25 tys. dolarów i 150 tys. zł. Ale chcieli więcej. Aby zmiękczyć kontrahentów użyli ładunków wybuchowych. Jesienią 2004 roku w warszawskiej siedzibie Kolmexu - firmy Jana B. wybuchła bomba. W tym samym czasie w Radzicu Nowym koło Łęcznej w powietrze wyleciał domek letniskowy na działce rodziców Piotra B. z Avidusa.
W październiku 2005 roku policja zatrzymała Janusza K., który właśnie wrócił do Lublina. Miesiąc później, we Włoszech, dzięki informacjom lubelskiej policji wpadł Jan Ch., ps. "Dżon”. Jednak włoski wymiar sprawiedliwości potrzebował aż roku, żeby go wydać. Kilka dni temu skuty kajdankami "Dżon” wylądował w Warszawie.
Lubelska prokuratura postawiła mu wczoraj zarzut wymuszania pieniędzy przy użyciu ładunków wybuchowych. Nie przyznał się. Ale sąd przychylił się do oceny prokuratury i aresztował "Dżona”.
Wciąż poszukiwany jest ostatni z bandytów, 52-letni Zbigniew Kawęcki.