Rozmowa z Emilem Augustynem z pierwszej klasy Liceum Lotniczego w Dęblinie, który w weekend zakończył szkolenie spadochronowe
- Super! Wszystko wyszło tak jak powinno. Przynajmniej ja tak to oceniam, ale mam nadzieję że instruktor też będzie tego samego zdania.
• Co czułeś, kiedy wyskakiwałeś z samolotu?
- Wolność. I ochota żeby jeszcze raz skoczyć.
• Czy słychać coś w powietrzu? Próbowałeś coś krzyczeć do kolegów?
- Próbujemy, ale i tak nikt z nas nic nie słyszy. Oczywiście oprócz instrukcji instruktora przez radio. Z kolei on już mnie nie słyszy. To działa tylko w jedną stronę.
• Bałeś się trochę?
- Właściwie nie, choć trochę stresu było. Wyskoczyłem, spadochron się otworzył, ziemia zaczęła się zbliżać, wylądowałem. Podobno z każdym kolejnym skokiem to napięcie narasta. Nie wiem, dlaczego się tak dzieje. Może po prostu już wiadomo, jak to wszystko będzie wyglądało?
• Z jakiej wysokości dziś skakaliście?
- Z 1200 metrów.
• W którym momencie czułeś największą adrenalinę?
- Najbardziej emocjonujący jest moment, kiedy człowiek leci, a spadochron jeszcze się nie otworzył. Potem jest szarpnięcie, spadochron otwiera się i może dojść do splątania linek, więc czasem trzeba, jak to mówią, zatańczyć kujawiaka w powietrzu.
• Zdarzyło ci się coś takiego?
- W trzech z pięciu moich oddanych skoków.
• Szkoda ci, że póki co to koniec szkolenia?
- Pewnie, chciałbym jeszcze poskakać. Jeśli będę miał taką możliwość będę kontynuował szkolenie spadochronowe. Przynajmniej taki mam zamiar.
• Jak rodzina reaguje na twoje podniebne wyczyny?
- Mama i obie babcie przeżywają to bardzo, tata pochodzi to tego z pełnym spokojem.
• Co będziesz robił, jak skończysz Liceum Lotnicze?
- Planuję startować do Szkoły Orląt, jeśli się nie uda to pewnie wybiorę inną uczelnię wojskową.
Rozmawiała Monika Połowska