Na regularne wizyty dzików skarżą się nam działkowcy z ul. Mełgiewskiej. Zwierzęta niszczą uprawy, traktując grządki jak stołówkę. Miejscy urzędnicy tłumaczą, że przed jesienią trudno jest prowadzić skuteczny odłów dzików buszujących po Lublinie.
– Tu były ziemniaki – mówi Leokadia Rzepecka, pokazując grządkę spustoszoną przez dziki. – To już trzeci raz – podkreśla kobieta, która od 30 lat uprawia nieduże poletko w Rodzinnym Ogrodzie Działkowym „Pionier” przy ul. Mełgiewskiej.
– W nocy z czwartku na piątek dziki zniszczyły mi buraczki. Kwiaty też. Pan zobaczy, co jest na innych działkach narobione. O, tu ogórki poniszczone, tu dół wykopany – mówi pani Leokadia. Jej mała działka nie jest ogrodzona. – I nie będę jej grodzić. Mam już 88 lat, za stara na to jestem. Nie wiem, ile pożyję. A ogrodzenie sporo by mnie kosztowało.
– Tutaj działkę ma taka samotna kobieta. Przychodzi raz na dzień, wykopuje sobie ziemniaki spod krzaka. Proszę, wszystko zniszczone – opowiada nam Władysław Kołszut, oprowadzając nas przez teren ogrodu. W końcu dochodzimy do jego działki, gdzie też widać puste miejsce po uprawach. – Kwiaty tu miałem.
– Dziki nas terroryzują – mówi Ludwik Wątroba, jeden z działkowców z Mełgiewskiej. Chce, żeby miasto jak najszybciej zajęło się problemem zwierząt niszczących uprawy w ROD „Pionier”.
Ratusz twierdzi, że zarząd ogrodu może złożyć do Urzędu Miasta wniosek o ustawienie odłowni, czyli klatki-pułapki.
– Odłownie ustawiane są zgodnie z harmonogramem, według kolejności zgłoszeń. Aktualnie na terenie Lublina pracuje dziewięć takich urządzeń. Sześć z nich zlokalizowanych jest w północno-wschodniej części miasta, przy ul. Turystycznej, Zawilcowej, Świdnickiej, Bławatkowej, Dębowej i Bluszczowej – wylicza Justyna Góźdź z biura prasowego Ratusza.
Urzędnicy zastrzegają, że pożywienie, które jest wykładane w pułapkach jako zanęta, nie jest o tej porze roku zbyt kuszące dla dzików. – Teraz bardziej atrakcyjne są dla nich warzywa, owoce i cebulki kwiatów dostępne w ogrodach i na polach uprawnych – przyznaje Góźdź.
Dziki czują się na działkach jak w stołówce, a działkowcy są coraz bardziej zrozpaczeni, bo nie chcą karmić nieproszonych gości. – Gdybym wiedziała, że tak będzie, to już za ten rok bym działki nie opłacała – kwituje pani Leokadia.
W zeszłym roku na terenie Lublina miasto odłowiło do pułapek 54 dziki. Od początku tego roku jedynie 12. Pojmane w ten sposób zwierzęta są uśmiercane. O odszkodowanie za zniszczone uprawy można się starać w Urzędzie Marszałkowskim.