Lublin–Warszawa. To i tak leps
Pociągi bez przedziałów mają przejąć część połączeń na trasie Lublin–Warszawa. Pasażerowie są wściekli, bo dla nich oznacza to hałas i twarde siedzenia. Pytaliśmy ministra infrastruktury, czy chciałby tak jechać. Unikał jasnej deklaracji. Ale zapowiedział, że porozmawia o tym z podwładnymi.
– Jeżeli mamy 880 "ezetów” i ani jednej lokomotywy elektrycznej, a linia Warszawa–Lublin jest zelektryfikowana, to nikt nie wyśle przecież na taką linię lokomotywy spalinowej – mówi Michał Lipiński z Przewozów Regionalnych.
– To jakaś kpina? W tych pociągach wszystko wyje i się telepie. Nadają się do tras podmiejskich, nie do stolicy – mówi Artur Markowski, stały pasażer tej trasy. – Rozumiem, że spółka od gorszych pociągów chce dorobić, ale niech to będzie dodatkowe połączenie, a nie w zamian za inne. Dlaczego na pewnych kursach skazywać ludzi na takie wrażenia? Jak ktoś chce jechać kiepsko i tanio niech sam wybiera.
– Czy chciałby pan jechać w takich warunkach dwie godziny i 40 minut? – pytamy ministra infrastruktury, Cezarego Grabarczyka: Korzysta się z takich możliwości, jakie są realne – odpowiada minister.
Zmiany rozkładu to problemów spółki PKP Intercity, której brakuje sprawnych wagonów z ważnym przeglądem. Efekty to tłok w pociągach i pokazywane w telewizji sceny pasażerów wsiadających oknami. Po fali krytyki prezes PKP Intercity Grzegorz Mędza zapowiedział, że od marca wycofa część pociągów, by ich wagonami wzmocnić najbardziej zatłoczone składy.
– Prezes powinien raczej przyspieszyć naprawy rewizyjne wagonów, aby nie tworzyć dyskomfortu podróżnym – mówi Grabarczyk. O planach zamian na trasie Lublin–Warszawa dowiedział się od nas. – Podejmę rozmowy z wiceministrem Masselem i prezesem Mędzą – deklaruje.