szczyzny, walczą o pieniądze. Dyrektorzy twierdzą, że kasa chorych proponuje im mniej środków, niż w 2001 r. Próbują wytargować
od niej jak najwięcej.
A pieniądze są najważniejsze, bo od nich zależeć będzie jakość opieki nad pacjentami.
Lubelska Regionalna Kasa Chorych zakończyła właśnie pierwszy etap konkursu na leczenie szpitalne w przyszłym roku. Wybrała 60 szpitali, w tym wszystkie z Lubelszczyzny – a ponadto z Warszawy, Krakowa i Zakopanego. Drugi etap, czyli podpisanie kontraktów z wybranymi, rozegra się w styczniu. Wtedy poznamy kwoty, jakie szpitale dostały na leczenie.
Teraz trwają negocjacje. Kasa chorych złożyła swoje propozycje. Dyrektorzy placówek nie są zadowoleni, ponieważ jest zdecydowanie niższa od ich oczekiwań. Jacek Solarz, dyrektor SP ZOZ w Chełmie, mówi, że kontraktu, w wysokości zaproponowanej przez kasę chorych, nie podpisze, bo jest o kilka procent mniejszy od tegorocznego. – W połączeniu z szykowanymi dla Chełma podwyżkami mediów, różnica pogłębi się do kilkunastu procent – ocenia. – Kontrakt jest za mały, aby zapewnić pacjentom odpowiedni poziom leczenia. Na chemioterapię mam dostać trzy razy mniej pieniędzy niż w tym roku.
Na sugestię Dziennika, że może trzeba szukać oszczędności poprzez zamykanie nierentownych oddziałów lub likwidację przerostów kadrowych, odparł, że szpital jest po restrukturyzacji. – Mamy 729 łóżek szpitalnych i 1263 pracowników – powiedział. – To mniej niż nakazują wskaźniki ministerialne.
Propozycję finansową LRKCh odrzucił też Kazimierz Ćwierz, dyr. szpitala w Bełżycach. Z kolei kasa chorych nie zgodziła się na jego warunki. – Moja powtórna oferta jest o 5 proc. większa od tegorocznego kontraktu i uwzględnia tylko inflację – oszacował.
Mniejszego niż przed rokiem kontraktu nie akceptuje Ryszard Sekrecki, dyr. szpitala przy al. Kraśnickiej w Lublinie. – W tym roku stawaliśmy na głowie, aby nie obniżać poziomu leczenia – mówi. – Nie mogłem przyjąć propozycji kasy na przyszły rok, która była niższa od mojej o 20 proc. Negocjacje trwają. Swoją drogą poszukam oszczędności w szpitalu, restrukturyzując go.
LRKCh nie daje tyle, ile chcą szpitale, bo nie ma. Ma za to 130 mln długów. – Jestem od tego, aby leczyć ludzi, a nie rozumieć kłopoty finansowe kasy chorych – twierdzi dyr. Solarz z Chełma.
LRKCh próbuje się ratować. Opracowała program naprawczy, po który przyjechał do Lublina prezes Urzędu Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych. Zaznaczył, że warunkiem jego zaakceptowania – a tym samym niewprowadzenia do LRKCh zarządu komisarycznego – jest zapewnienie pacjentom leczenia przynajmniej na takim poziomie, jak w tym roku.