– Bił, groził nożem i wysadzeniem w powietrze – tak zdaniem świadków Andrzej R. traktował swoją rodzinę. Mężczyzna miał zabić swoją żonę, a potem doprowadził do eksplozji w swoim sklepie przy ul. Kleeberga w Lublinie
Proces Andrzeja R. toczy się w Sądzie Okręgowym w Lublinie. Chociaż do tragicznych wydarzeń doszło w lipcu 2012 roku, oskarżony mężczyzna nadal nie wrócił do zdrowia. Porusza się na wózku inwalidzkim i z trudem mówi. Po eksplozji w ciężkim stanie trafił do szpitala. Przed długi czas był w śpiączce.
Mężczyzna odpowiada m.in. za zabójstwo swojej żony – Małgorzaty. Wczoraj sąd przesłuchał jej najbliższą przyjaciółkę.
– Był poniedziałek, siostra Małgosi zadzwoniła do mnie i powiedziała, że od piątku nie ma z nią kontaktu – relacjonowała Jolanta G. – Pojechaliśmy do sklepu i do jej domu przy ul. Kunickiego. Nikt nie odbierał telefonów. Na początku stało tam auto oskarżonego, ale kiedy wróciliśmy ze sklepu, odjechało.
Obecny na miejscu syn Andrzeja R. dzwonił do matki, ale telefon odebrał jego ojciec. Miał oświadczyć, że Małgorzata wyjechała i już nie wróci.
– Po tym byliśmy przekonani, że stało się coś złego – zeznała Jolanta G. – Poszłam na komisariat poprosić o pomoc policjantów i strażaków. W mieszkaniu na górze było uchylone okno. Strażak tam wszedł, a kiedy wrócił przyznał, że w mieszkaniu na fotelu są zwłoki kobiety, przykryte kołdrą.
Przesłuchany niedługo po zdarzeniu syn Andrzeja G. przyznał, że ojciec od lat nadużywał alkoholu i znęcał się nad rodziną.
– Tak było przez całe dzieciństwo. Pijany wchodził do mojego pokoju i wyzywał od sku…ów. Tak było co 2–3 dzień – zeznał Kamil R. – Kiedy był pijany, wszczynał bójki. Sprowadzałem go do parteru i uciekałem.
Andrzej R. miał również regularnie grozić żonie i synowi śmiercią. Czasem wymachiwał przy tym nożem. – Kiedyś pijany kopnął mnie w twarz, a potem wybiegł za mną z nożem na ulicę i krzyczał, że mnie zaj…ie – wspominał śledczym Kamil R. – Groził też wysadzeniem butli z gazem. Zamknął się wtedy w sklepie z pracownicą, ale wreszcie zasnął pijany.
Z akt sprawy wynika, że Andrzej R. zrealizował swoje groźby tuż po zabójstwie żony. Policjantom udało się ewakuować pracowników pobliskich sklepów. Kiedy na ul. Kleeberga dotarli negocjatorzy, Andrzej R. zdetonował butle z gazem.
– Chciałem sobie żywot odebrać, ale nie pamiętam, czy puściłem ten gaz. Świadomość odzyskałem w szpitalu w Łęcznej – tłumaczył później śledczym.
Z relacji świadków wynika, że małżonka Andrzeja R. latami znosiła przemoc, ponieważ była od męża uzależniona ekonomicznie. Pracowała w jego sklepach bez stałej pensji. Tydzień przed śmiercią planowała odejść od męża. W niedzielę, dzień przed odnalezieniem jej zwłok, planowała odwiedziny u syna.