Od wiosny pani Teresa nie może widywać się z wnukami. Albin i Kinga mieszkają w jednym z lubelskich domów rodzinnych. Trafili tam, bo według sądu, 60-latka nie radziła sobie z opieką nad dziećmi.
– Przez telefon wnuczek powiedział mi, że odbierze sobie życie. Był w depresyjnym nastroju, bo nie dostał zgody na odwiedziny kolegi – wspomina kobieta. – Zaniosłam pismo do dyrektora placówki z prośbą, aby dać Albinowi więcej swobody.
Pani Teresa twierdzi, że jej pisma były notorycznie ignorowane. Dlatego postanowiła interweniować osobiście. Wywiązała się awantura, doszło do szamotaniny.
– W opinii specjalistów kontakt z babcią szkodzi wnukom. Dlatego sprawę bada prokuratura – informuje Sławomir Piotrowski, kierownik Domu Rodzinnego nr 3 w Lublinie.
Śledczy dostali w tej sprawie dwa zawiadomienia. Teresa G. poskarżyła się na naruszenie nietykalności cielesnej przez pracowników ośrodka. Oni z kolei zarzucają jej bezprawne wtargnięcie na teren domu rodzinnego. W obu sprawach nie zapadły jeszcze żadne postanowienia.
O odzyskanie trójki wnucząt pani Teresa walczy od kilku lat. Przekonuje, że dzieci trafiły do placówek w wyniku fałszywych informacji przekazanych przez kuratora.
12-letni Albin i 6-letnia Kinga mieszkają w jednym z lubelskich domów rodzinnych. Najstarszy Norbert jest w domu dziecka w Krasnymstawie. Wcześniej mieszkały z babcią, ich matka nie może się nimi zajmować z powodu choroby.
– Niestety, Teresa G. nie wywiązywała się z obowiązku składania sprawozdań z opieki nad wnukami. Nie była też dostępna pod adresem, który podawała w dokumentach – mówi sędzia Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie. – Chłopiec, którego była opiekunem, nie chodził do szkoły. Jest teraz w drugiej klasie, a powinien być w piątej – dodaje.
Pani Teresa nie czuje się winna. – Mieszkałam pod tym samym adresem cały czas. Nie miałam powodu, aby się chować. Pod moją opieką dzieci były zadbane i dobrze wychowane.
Rzeczywiście, nie posłałam Albinka do szkoły w odpowiednim czasie, ale to dla jego dobra. Chcieliśmy poczekać, aż unormuje się jego sytuacja prawna – tłumaczy.
Do czasu zakończenia postępowania sądowego, kobieta nie może kontaktować się z dziećmi.
– Dzwonię, próbuję, ale nic z tego. Nawet przez okno ich nie mogę zobaczyć. Bardzo za nimi tęsknię – wyznaje. O dwójkę rodzeństwa martwi się też ich starszy brat Norbert, który uczy się w Lublinie. – Nawet nie wiem, co się z nimi teraz dzieje – mówi.