Ani policjanci, ani pracownicy schroniska dla zwierząt w Lublinie nie zamierzali wczoraj pomóc ludziom, na których posesję wdarł się groźny rottweiler i pogryzł właściciela domu. Intruz opanował teren. Ludzie schronili się w domu. Odpowiednie służby zjawiły się
na miejscu zdarzenia po pięciu godzinach. I to na skutek naszych interwencji.
Było południe. Pan Józef Sajecki przycinał drzewka w ogrodzie. Dostrzegł 70-kilogramowego rottweilera. Z pozoru spokojny pies nagle zaatakował. Chwycił gospodarza za rękę. – Miałem założone grube, ogrodnicze rękawice. To uratowało mi dłoń przed zmasakrowaniem – opowiada poszkodowany.
Chciał iść do lekarza, ale pies krążył po jego podwórku. – Nie mogłem podejść do samochodu, więc tylko opatrzyłem rękę i ukryłem się z żoną w domu. Gdyby nie reporterzy Dziennika, pewnie do jutra siedzielibyśmy zamknięci, a dzieci, które były w szkole, spałyby u sąsiadów.
Uwięzieni we własnym domu ludzie mieli do dyspozycji telefon. Interweniowali, gdzie tylko mogli. Najpierw na policji. – Powiedzieli, że to nie ich sprawa – mówią Sajeccy. – Że psem powinno zająć się schronisko. Zadzwoniłem do schroniska w Lublinie. Tam usłyszałem, że gmina Niemce ma podpisaną umowę w tej sprawie ze schroniskiem w... Mińsku Mazowieckim!
Sajecki dzwonił też do sołtysa, który bezskutecznie szukał właściciela psa. W końcu zdesperowany gospodarz zadzwonił do redakcji Dziennika. Ruszyliśmy na ratunek.
Dzwonimy na policję. – Przyjęliśmy zgłoszenie, ale jako policja nic nie mogliśmy zrobić. Zabraniają nam tego przepisy – potwierdza Henryk Kasica z komisariatu policji w Niemcach.
Potem do lubelskiego schroniska. – Nie świadczymy takich usług poza gminą Lublin – tłumaczy Alfreda Mydlak, administrator schroniska dla zwierząt przy ul. Pancerniaków.
Nasze uporczywe interwencje sprawiły, że policja zajęła się w końcu sprawą. Po pięciu godzinach „domowego aresztu”, państwo Sajeccy dostali telefon z informacją, że po psa przyjedzie ekipa z prywatnego schroniska w Lubartowie. Przyjechały też dwa policyjne radiowozy. Specjaliści obezwładnili groźnego intruza pociskiem ze środkiem usypiającym. Dochodziła godz. 17.
– Tak wielki pies, gdyby naprawdę się rozwścieczył, mógłby człowiekowi odgryźć rękę – mówi Adam Szumiło, współwłaściciel lubartowskiego schroniska.
Rottweiler przejdzie teraz dwutygodniową obserwację w lubartowskiej lecznicy.
Adam Szumiło - współwłaściciel lubartowskiego schroniska dla zwierząt
że mogą one zrobić krzywdę przypadkowo napotkanym osobom.