Wirus ma wielkie oczy, ale nie ma powodu do paniki, bo jesteśmy gotowi do walki - uspokajają fachowcy i zapewniają, że polskim kurom, kaczkom i gęsiom "internowanie” nie grozi
- To bzdura! To już jakaś mania, że co jakiś czas jacyś pseudonaukowcy muszą nas straszyć: a to SARS-em, to wściekłymi krowami, to znów jakąś inną zwierzęcą cholerą - irytuje się znajomy doktor weterynarii (woli nie ujawniać nazwiska), kiedy pytam go o to, czy zagrożenie jest poważne.
- Zwykłe "ludzkie” choroby wykańczają setki tysięcy, miliony ludzi,
a tu wielki szum z powodu jakiegoś zarazka, któremu przypisuje się zabicie pół setki ludzi na całym świecie przez ponad dwa lata - mówi. - Przypisuje się, bo nie ma dowodów, że w każdym przypadku to on był sprawcą...
Strach może rzeczywiście ma oczy na wyrost, choć bać jest się czego. Do tej pory ofiarą wirusa ptasiej grypy padło kilka milionów sztuk drobiu, głównie w Azji Południowo-Wschodniej, w większości wybitego prewencyjnie na polecenie służb sanitarno-
weterynaryjnych. Śmierć ponad 60 osób w tych rejonach również ma być dziełem ptasiego wirusa - tak twierdzą lekarze.
W obawie przed wirusem
władze w Hadze w ostatnich dniach nakazały, aby na terenie Holandii wszystkie kury, kaczki i gęsi (których jest tam 105 milionów) pozostawały w zamknieciu. Podobnemu "internowaniu” ma być poddany drób w Niemczech - decyzji w tej sprawie spodziewać się można w każdej chwili.
Mimo że nie wszyscy przedstawiciele krajów unii są zgodni, co do realnego zagrożenia ptasią grypą w Europie, Komisja Europejska zwołała na jutro naradę ekspertów w celu sporządzeniu generalnego planu przeciwdziałania ewentualnej epidemii.
Policja kur łapać nie będzie
Główny lekarz weterynarii Krzysztof Jażdżewski, dziwi się pytaniu o polskie plany walki z ptasią grypą:
- Przygotowaliśmy je ponad rok temu - mówi.
Nie uważa jednak, by "holenderską metodę” prewencji należało stosować w Polsce. Zresztą to niewykonalne - za duże jest rozdrobnienie i za małe zorganizowanie hodowli - grupy producenckie zrzeszają zaledwie 20 proc. hodowców. Jak kontrolować pozostałych i egzekwować zakaz?
- Policja ma biegać za kurami po podwórku? - pyta retorycznie.
Jednak jutro zamierza odbyć konsultacje z przedstawicielami producentów. Czy skutkiem spotkania będzie choćby częściowe ograniczenie ptasich swobód na wybiegu i podwórku? Dla ptaków i dla naszego bezpieczeństwa...
Nie bójmy się, ale dmuchajmy na zimne
• Panie doktorze, czy możemy bez strachu jeść jaja i mięso drobiowe?
- Oczywiście.
• Nawet jeśli docierają
do nas alarmistyczne informacje o nadciągającej ptasiej grypie?
- W Polsce ta choroba nie występuje.
• Ale u sąsiadów już jest...
- Po pierwsze - jest bardzo daleko. Po drugie - cała unia, w tym Polska, wstrzymała import drobiu z krajów dotkniętych chorobą. Po trzecie - jesteśmy od dawna przygotowani na wypadek, odpukać, przedostania się wirusa do Polski.
• W jaki sposób przygotowani?
- Przede wszystkim zostaliśmy, jako kierownictwo inspektoratów weterynaryjnych, specjalistycznie przeszkoleni pod kątem zapobiegania i zwalczania grypy. Mamy opracowany plan i ustalone procedury postępowania w przypadku wystąpienia u nas tej choroby. Wojewódzcy i powiatowi inspektorzy weterynaryjni są w stałej gotowości do działania, w każdej chwili dostępni pod telefonami. Oprócz towarowych przejść granicznych, w których odbywa się stały nadzór weterynaryjny nad importem i eksportem żywności, monitorujemy obecnie także przejścia osobowe, pod kątem rozmieszczenia stosownych plakatów i pojemników na skonfiskowaną żywność pochodzenia zwierzęcego przewożoną przez pasażerów. Powiatowi lekarze weterynarii przeprowadzają okresowe przeglądy środków transportu, materiałów dezynfekcyjnych i zapasów sprzętu niezbędnych do podjęcia ewentualnych działań, zaś lekarze weterynarii wolnej praktyki, nadzorujący bezpośrednio fermy drobiu,
zostali zobowiązani do wzmożonej czujności.
• Czy to wystarczy, by nie wpuścić zarazy do Polski?
- Dla wirusów praktycznie nie da się zbudować 100-procentowo skutecznych barier, zwłaszcza gdy mogą być przenoszone przez dzikie ptactwo. Przecież żadna granica ich nie zatrzyma! Nam chodzi głównie o to, by minimalizować ryzyko rozprzestrzeniania się choroby w wyniku przemieszczania się ludzi i żywności, a jeśli się przedostanie - by skutecznie z nią walczyć i ograniczać straty.
• W ostatnich dniach farmerzy na Zachodzie, ze względów bezpieczeństwa, nie wypuszczają kur na wybieg. Chodzi o to,
aby nie kontaktowały się
z dzikimi ptakami. Nasze też zostaną pozbawione możliwości spaceru?
- Na dużych fermach przeważnie i tak jej nie mają - hodowane są w pomieszczeniach zamkniętych.
• A jeśli lubię rosół i nabędę kurę na bazarze od wiejskiej gospodyni? Taka kura, dzięki temu, że chowana jest tradycyjnie, na podwórku, najbardziej na rosół się nadaje...
- Radziłbym zaopatrywać się w żywność pochodzącą tylko z legalnych źródeł.
• A mówił pan, że nie ma się czego bać...
- Bać nie. Ale dmuchać na zimne warto.
Rozmawiał Władysław Styrczula