Wojewoda lubelski wróci na ławę oskarżonych. Przemysław Czarnek mówił o Marszu Równości jako promowaniu „zboczeń, dewiacji i wynaturzeń”.
Organizator marszu odwołał się od niekorzystnego orzeczenia Pierwsze rozstrzygnięcie w tej sprawie zapadło 6 listopada. Prywatnym aktem oskarżenia przeciwko wojewodzie zajmował się Sąd Rejonowy Lublin-Zachód.
Umorzył postępowanie, powołując się na ochronę swobody wypowiedzi.
– Sąd karny nie może być cenzorem debaty publicznej. Musi stanąć w obronie wolności. Mowa nienawiści nie może stanowić knebla wolności słowa – uzasadniał rozstrzygnięcie sędzia Bernard Domaradzki. Dodał jednocześnie, że słowa wojewody miały charakter „wybitnie ujemny”.
Bartosz Staszewski, organizator lubelskiego Marszu Równości, właśnie odwołał się od tej decyzji. Zażalenie wpłynęło do Sądu Okręgowego w Lublinie. – Wolność słowa nie jest nieograniczona. Konstytucja mówi, że ogranicza ją szacunek dla drugiej osoby i na to się powołujemy – wyjaśnia Bartosz Staszewski.
Sprawa dotyczy wypowiedzi Przemysława Czarnka, które zamieścił na swoim kanale w serwisie YouTube. Wojewoda krytykował pomysł organizowania w Lublinie Marszu Równości. Stwierdził m.in.: „Obnoszenie się ze swoją seksualnością na ulicy jest po prostu
obrzydliwe. Nie promujmy zboczeń, dewiacji, wynaturzeń”. Kiedy sprawa trafiła na wokandę, sąd już na początku posiedzenia skłaniał się ku umorzeniu postępowania z uwagi na znikomą szkodliwość społeczną czynu. – Nie może być tak, by z ust wojewody padały słowa, które odmawiają uczestniczenia w życiu społecznym uczestnikom kilkutysięcznej manifestacji. Nie może być tak, by wypowiedź przedstawiciela rządu w terenie dehumanizowała te osoby, w jednym zdaniu zestawiając seksualność ze zboczeniami – przekonywał Bartosz Przeciechowski, pełnomocnik organizatora Marszu Równości.
Z kolei wojewoda zapewniał, że nie miał zamiaru nikogo obrażać. – Nikogo nie nazwałem dewiantem. Oskarżyciela widzę po raz pierwszy na żywo – tłumaczył Przemysław Czarnek. – Kompletnie mnie nie interesuje orientacja seksualna kogokolwiek, bo jest to sfera prywatna. Ja po prostu wyrażam swoją opinię.
– Trzeba pokazywać, że ci ludzie nie mogą być bezkarni, chociaż oni są sprytni. W sądzie udają, że nie mieli nikogo konkretnego na myśli – komentuje Staszewski. – Chciałbym, żeby wojewoda poniósł konsekwencje.
Nie wiadomo jeszcze, kiedy sprawa trafi na wokandę. Bartosz Staszewski zapowiada, że w przypadku kolejnego umorzenia, skieruje sprawę do trybunału w Strasburgu.